Na Falkon 2019 umawiałem się ze stałą drużyną (Alicja i Diana) tuż po zakończeniu Falkonu 2018. Było to wówczas zwykle pytanie – „Idziemy za rok?” Idziemy! – odpowiedzieliśmy wspólnie. Po pół roku napisałem relacje z tego festiwalu, w której narzekałem, że niewiele mogę pamiętać. Chcąc oszczędzić sobie podobnego doświadczenia, relacjonuję sytuację chwilę po jej zaistnieniu. Falkon 2019 stał się historią, a ja opiszę sobotę, jedyny dzień, w którym byliśmy Uczestnikami.
Rok minął bardzo szybko. Od czasu do czasu zapewnialiśmy się, że postanowienie uczestnictwa w Falkonie jest aktualne.
Ale o samym Falkonie 2019
rozmawiałem chyba tylko kilka razy. Pierwszy, z moim kolegą z pracy – Krystianem.
To człowiek o ogromie zainteresowań, niektóre mamy wspólne i
dużej wyobraźni (oraz
nieskończonej cierpliwości). Zauważył, że w tym roku „pewnie
będzie dużo Jokerów”.
Roześmialiśmy się radośnie (to był raczej męski, sarmacki ryk),
twierdząc, że zapewne #takbędzie. W
październiku tego roku odbyła się premiera filmu Joker, który
wydaje się, zebrał dużo
pozytywnych recenzji. (Filmu nie oglądałem)
Drugi raz rozmawiałem z
Dianą na temat motywu przewodniego Falkonu, po tym, co przeczytałem w
wydarzeniu. Organizatorzy napisali:
„Zastanawiacie się
czasem, jak będzie wyglądać PRZYSZŁOŚĆ?
Może obok nas pojawią
się androidy rodem z "Blade Runnera"? Może przez
katastrofy klimatyczne staniemy się
barbarzyńcami jak bohaterowie "Mad Maxa"? A
może staniemy się gatunkiem
międzyplanetarnym, jak zapowiada Elon Musk?
Możliwe wizje jutra
przeanalizujemy podczas XX edycji Festiwalu Fantastyki Falkon.
Bądźcie z nami w
Lublinie w dniach 8-10 listopada i razem stwórzmy Nową Generację Falkonu!”
Wydawało nam się, że nigdzie powyższego nie doświadczymy…
… jedynie w kilku
zdjęciach, wrzuconych dzień przed imprezą.
Kilka dni przed „godziną
zero”, zamieściłem na fb Trzynastego Schronu i Starego Wujka zapytanie:
„8 -10 listopada -
FALKON - Lublin.
Kogo z Was spotkam
ponownie, kogo poznam...
:D Wybieracie się?”
oraz
„Na Falkonie będę z
córką i bez brody! Zaczynam od soboty... Wybieracie się?”
Z tej okazji zaopatrzyłem
się w kilka dni urlopu, żeby bez pośpiechu móc to wszystko przeżywać i wiedząc,
że ból głowy, którego się pewnie nabawię, mógł spokojnie
ustąpić. Przygotowałem się też
doskonale, zabierając do plecaka suweniry trzynastoschronowe do rozdania znajomym.
Spakowałem teczkę z rysunkami moich państwowych dzieci dla Black Monk, w podzięce za otrzymaną radość.
Piątek rano to nowy
utwór Kinga Diamonda - Masquerade of Madness. Myślałem, że już nigdy się nie doczekam…
Przejrzałem też pobieżnie program imprezy, postanawiając, że
będę improwizował w trakcie,
bo na pewno coś ciekawego będzie.
Nadeszła sobota rano.
Jedziemy do Lublina! Kogo spotkamy na Falkonie??!? Co dostaniemy w swoje ręce??!? Jak
będziemy się bawili??!? Ile będziemy musieli stać w kolejce po bilet??!?” – oto
niektóre z pytań.
Wbijamy na Targi Lublin,
kolejki nie ma, kupujemy bilety, a zawieszki dostajemy na sznurówkach. Dobrze, że
jest wybór kolorów, chociaż turkusowego, ulubionego koloru Alicji nie widzimy. Później
zobaczyliśmy, że jednak ludzie mieli takie, ale przecież wyrywać
im nie będziemy…
Główna hala o 9 rano
jeszcze zamknięta, ale to dobrze, bo tego roku postanowiłem być na kilku prelekcjach (ale
też bez przesady!!!), posłuchać czegoś mądrego i pokazać córce,
że Falkon to nie tylko
chodzenie, gadanie i kupowanie rzeczy, a także siedzenie i
słuchanie. Trafiamy na „Panel –
Miejsce fantastyki w polskiej literaturze – o trendach i
inspiracjach”. Dopiero teraz przejrzałem
szczegółowo program. Wydrukowany wygląda przejrzyście.
O 10 stoimy pod drzwiami
hali, coś tam się dzieje, ludzie podnoszą ręce, krzyczą, są
radośni.
Wchodzimy!
„Spojrzał z lewa,
spojrzał z prawa i już… „ – jak pisał amatorski wierszokleta
i wpadam szybko na mojego starego
znajomego Artura Szyndlera z Paladynatu.
Pisałem o nim w poprzedniej relacji:
„Artur to pasjonat,
człowiek, który żyje tym co robi - tak sobie pomyślałem. Ale
dopiero przyszłość zweryfikuje
i po stokroć potwierdzi profesjonalność i radość jaką czerpie
On ze swojego życia.„
W tamtym roku zaczynał z
dwoma stołami, teraz ma ich z tysiąc, a także na kolejnych zorganizował Przewielką
„Wystawę modeli Star Wars Wydawnictwa Paladynat”. Szturmowcy, Rebelianckie szumowiny,
statki, wszelakie machiny, wszystko to można było tam zobaczyć. I teraz posłuchajcie.
Imperator Artur ocalił Falkon! Tak! Mówię to jako człowiek doświadczony i skromny.
Paladynat to największy wystawca tegorocznego Falkonu z mnóstwem ciekawości
na ladzie, a jego wystawa SW w sposób wizualny zamaskowała znikomą obecność
innych wystawców. Z rokiem poprzednim ubyło ich o ¼. Już tylko połowa, jak nie mniej
wielkiej sali to wystawcy! Dlaczego tak? (A może jestem w błędzie?) Więcej miejsca
przeznaczone było na punkty, w których można było kupić
jedzenie. Nie czytałem żadnych
relacji z Falkonu, zobaczę, czy ktoś ma podobne przemyślenia.
Z Arturem przybiliśmy
szybką piątkę, nie chciałem mu przeszkadzać w pasji i
ustawiliśmy się na dogodniejszy moment.
Ten przyszedł za jakiś czas. Chwilę pogadaliśmy, powspominaliśmy, jego
Klientów wspólnie uświadomiliśmy w niektórych sprawach dotyczących Fallouta,
nakreśliliśmy delikatnie plany na przyszłość. Zrobiliśmy
pamiątkowe zdjęcie do albumu
rodzinnego. Jakże to pozytywny człowiek, silny, nieustannie dążący
do celu, radosny pasjonat.
Trzeba go samemu poznać przychodząc do jego sklepu. Imperator! Niedługo rozwinie się
jeszcze bardziej.
I tutaj chronologia
wydarzeń się chyba kończy…
Pokazałem i objaśniłem
córce jak działają flippery stojące w MeatLovers Tarczyński, ale
nie chciała zagrać.
„Kiedyś to w salonie gier grało się na takich maszynach…”
Było to miejsce maskujące braki!
Podeszliśmy do Mądrego Dzieciaka i uczestniczyłem w pokazie. Od zawsze chciałem to
zrobić, mianowicie dotknąć kuli, być podpiętym do prądu. Rozpuściłem baty, ale
te nie bardzo chciały się unieść. „Proszę pana, długie są,
kwestia genów. Pan rozumie? No i
… elektryka prąd nie tyka” Jedyne co mi stanęło to włosy na rękach. Ale fajne
stoisko, mieli jeszcze kilka innych pokazów.
Po szybkim przejściu
połowy sali wyciągnąłem program i otworzyłem na stronie „Strefa Wystawców”. „Nie ma
co dłużej czekać” – myślę sobie i szukam schowanego Black
Monka. Przeca mam dla nich
teczkę z rysunkami. Ocho, jest… Ale okazało się, że go nie ma. Szukałem gdzie indziej,
ale nie widziałem. Podręczniki do Cthulhu były natomiast na stanowisku „CubeFactory of Ideas”. Miałem okazję zaczepić przy
nim dziewczynę zbierającą kostki dla siebie i znajomych.
Zamówienia zbierała przez
komórkowego Messengera. Była to graczka w Warhammera. A sam podręcznik do Cthulhu.
Ale gruby skurczybyk! Pierwszy raz zobaczyłem go na oczy. Kupiłem sobie kostki o
najciekawszym dla mnie wzorze.
Musicie wiedzieć, że
pomiędzy chodzeniem po wystawach, posłuchaliśmy też przez chwilę kilku paneli: „Suspension
of disbelief. Gdzie kończy się realność?”, „O tym, jak
popkultura weszła w buty
fantastyki”, „Baśń XXI wieku. Kto jest jej odbiorcą?” ,
„Klonowanie ludzi, manipulacja genami i inne
aspekty niedalekiej przyszłości”, „Tłumacz jako drugi autor”. Wynudziłem się tam,
Alicja jeszcze bardziej. Dobrze, że na jednym z tych paneli miała
napój o dwóch smakach: jagoda
i truskawka, w kubku przedstawiającym piracki statek. Ze sprzedającym te piękne
napoje powspominaliśmy smak, który miał w swojej ofercie -„jabłuszko
sandomierskie” ;> Na panelach nie było nic słychać. Ci co
mówili - goście/znawcy, trzymali
mikrofony w sposób efekciarski a nie efektywny. Machali nim robiąc miny. Gwiazdy!
Nauczcie się mówić do mikrofonu! Bo da się. Ludzi z sali, którzy zadawali pytania lub
opowiadali o czymś, można było normalnie usłyszeć. Pilipiuk powiedział tylko rzecz,
która mnie zaciekawiła. Porównał literaturę fantastyczną do Warszawy, na obrzeżach
której są inne gatunki. A poza Warszawą nie ma niczego.
O innych rzeczach, które
mi się nie podobały na tych panelach, nie wspomnę, bo musiałbym przytaczać nazwiska, a
nie chcę nikogo obrażać. Czuję, że ludzie w mojej obecności
sami się obrażają. No i jak ja
mam w takiej sytuacji przekonać córkę do prelekcji? Może w czasie innych „występów”
było inaczej, nie wiem… Widziałem, że dużo ludzi było na
„Super bohater. Ułomności
bohaterów”.
Tutaj następują trzy
gwiazdki *** i zmiana tematu.
Czekam tylko, aż córka
powie – „tato, jadę z kolegami pod namioty”, a ja będę miał możliwość „Atomowego
Rozbłysku”. Ale niczym jest to z jej oświadczeniem - „Idę do Kantyny w Mos Eisley”.
Ha! Dobrze to wyglądało. Boję się zwykłych manekinów, wyczuwam od nich aurę
życia i cierpliwego bezruchu. Te manekiny z Gwiezdnych Wojen puszczały mi oczka…
Wystawa ogromnie mi się podobała. Brawo!
Nie ma co się oszukiwać,
Alicja lubi poskakać na trampolinie. Stanowisko Jump XL Lublin umożliwiło jej tę
zabawę. A po niej, musieliśmy chwilę odpocząć. Siedząc na
widowni sceny, na której trwała próba
do finału pokazu Przebierańców, zobaczyłem ponownie podręcznik
do Cthulhu. Musiałem się
ośmielić, wszak ja nieśmiały jestem, co zawsze podkreślam i podszedłem do
dziewcząt, które go miały. Okazało się, że są graczkami RPG
dopiero od dwóch lat, pogadaliśmy
chwilę, a ja przejrzałem podręcznik. Zabójcza książka. Jak nią
dobrze uderzyć, to można
zabić. Nie mając żadnych realnych znajomych, takie spotkania cenię
sobie ogromnie.
Ta próba… Jedna
dziewczyna. Niech sobie przypomnę… Księżniczka najlepsza na
Planecie, Królestwie? Później
poszukam i napisze w nawiasie, ćwiczyła swój występ. Operator i
jacyś jego pomagierzy
podśmiewali się kiedy spierniczyli sprawę. Potem nastąpiło
wyjaśnienie, które o dziwo
zapamiętałem. Wiedziałem o co chodzi… Ale napisze o tym później.
Doszukiwałem się
motywów Falloutowych. Saladyna nie spotkałem… Znalazłem manierkę Trzynastego Schronu od
GutWork. Pan powiedział, że cieszy się ona bardzo
dużym zainteresowaniem. StudioScorpion
miało bluzy na ciepłe wieczory dla tych, co dopiero
opuszczają swoje Schrony. Ci, bardziej doświadczeni mają pancerze. Paladynat miał w ofercie
gry ze świata. Na stoisku BlueBox (Gadżety dla Geeków) spotkałem tajemniczą paczkę z
falloucią zawartością. Ciekawe co tam było, no, ale u mnie się
nie przelewa…
Kiedy pierwszy raz
zobaczyłem Wiedźmina, który krąży po hali, pomyślałem, że ma
fajny kostium. Zrobił on sobie
z Dianą zdjęcie. I chociaż miał brodę, siwy łeb i… tak dalej,
wiecie jak wyglądają
Wiedźmaki, to zobaczyłem, że to dziewczynka. A wydawało się, że
to chłop. Dziewczynki można poznać
po kilku szczegółach. Wiecie po jakich? Dłoniach, zębach…
Zgłodnieliśmy. Czas
było na frytki w „spelunie” Targów Lubelskich. Pomiędzy
autorami, przebierańcami i
uczestnikami, spokojnie zjedliśmy co nam dano. Był to czas na
przeglądanie programu i rozmyślanie o
niebieskich migdałach.
A potem znowu hasaliśmy
po sali. Z każdą godziną „chodzących atrakcji w barwnych strojach” przybywało.
Przed południem było dużo osób, a „popo”… to nie dało się
normalnie iść. W tym roku było
zatrzęsienie przebierańców. Bardzo mi się to podobało! Te stroje
trzeba zobaczyć na
żywo/zdjęciach, opisać się ich nie da.
Pojawiło się dużo
postaci z Gwiezdnych Wojen (przy braku prelekcji z tego świata?)
blisko Kantyny. Sithowie, Jedi,
Mandalorianie, jeden Luk Niebochód i tyleż samo Hanów Solo i Księżniczek Lei…
ale Szturmowców to było dużo! Super! Porobiliśmy sobie zdjęcia!
Pytam się ich. „Panowie,
panie, mogę zrobić sobie zdjęcie z Wami?” Słysząc ciszę,
dodałem… „Ale weźcie kiwnijcie chociaż
łaskawie głowami, bo czuję się niepewnie”. A oni mi mówią, że zdają sobie sprawę i
„nie ma zmartwienia”. Taaak.
A wiecie, że nie było
chyba nikogo z Gry o Tron???
Wędrując z miejsca na
miejsce dotarliśmy znowu pod scenę, a tam zamiast pokazu Przebierańców, odbyć
się miał pokaz Gladiatorów z grupy Hellas et Roma. Po prezentacji Gladiatorów, wprowadzono na scenę skazańca. Dano mu tarczę i miecz.
Widownia krzyczy „Do lwów…” Skazaniec walczył dzielnie, ale
nie dał rady i został
zabity. Później można było sobie robić zdjęcia ze zwłokami.
Policję tylko ja wołałem, ale po chwili
przestałem… Okazało się, że to była tylko gra aktorska. Ale
wielkie chłopaki tłukli się
żelazem nie na żarty. Brawo!
Spotkałem się po eonach
z Chudym z Wioski Stalkerów, którego bardziej kojarzę jako Karczmarza z Tawerny pod Strzechą. Długo czekałem na to
spotkanie, w tamtym roku się minęliśmy. Miałem ogromny zaszczyt
poznać jego narzeczoną
Dominikę. Szkoda, że tak krótko przyszło nam ze sobą
porozmawiać. Adrian to bardzo sympatyczny
młody człowiek. Czuję, że moglibyśmy przegadać kilka dni.Pozdrawiam Mocno Ciebie i
Dominikę! Sława! Zrobiliśmy sobie zdjęcie do albumu
rodzinnego.
W Wiosce Stalkerów zaś,
u kamratów Chudego, panowała, rzekłbyś nerwowa atmosfera. Stalkerzy szykowali się
do wyprawy. Nawet Anomalię mieli. Butanowy Wixiarz miał chyba największą giwerę.
Zdjęcia tego miejsca gdzieś wyparowały.
Alicja co jakiś czas
dopytywała, czy mama może do nas dołączyć. Za każdym razem
słyszała odpowiedź negatywną.
„To chociaż niech przyjedzie na chwile, da kasę i nie musi wchodzić…” –
kombinowała córka.
I przyszedł czas na
Finał Cosplayerów. Prowadziło go trzech chłopców z… Teatr Golf
III. (Nigdy mnie takie rzeczy
nie śmieszyły i nic o nich nie powiem) Przed pokazem nagrałem film, w którym mówię,
że wygra Wiedźmin. Proszę bardzo:
Widzieliśmy fajne
stroje, scenki... Może inaczej. Ja nie wiem o co tam chodziło.
Większości bohaterów, za których
się Ci ludzie poprzebierali nie znałem. Kraina lodu, Mario, Księżniczka i ten żółw
zły od nich, Wiedźmin, Alicja z Krainy Czarów to tak, ale reszta?
Gra Lol? Jakieś takie…
Pamiętacie jak pisałem o tej dziewczynie, co jej „organizatorzy
za konsoletą”
spierniczyli próbę? Teraz spierniczyli finał. Zrobili ponownie to
samo. Siedziałem z boku i widziałem jak
to zrobić… Wstyd! Wygrał Wiedźmin jednak, tak? ;> Nie wytrzymałem do końca.
Ci trzej zabawiacze, ech…
Była też strefa z
komputerami. Hmm… Ludzie grali w kinektowe tańce i Fifę 19, może
też był ten Lol cały. Były
ze dwa, może trzy sprzęty retro… Trzy to były automaty. Pominę
ten temat.
Na planie „narysowano”,
że Państwowe Muzeum na Majdanku zajmuje znaczną część sali, ale ja się wychowałem
na Majdanku oraz jego okolicach i nic takiego nie zauważyłem. No z tymi wystawcami to
bieda była!
Wychodząc z jednego
panelu odbywającego się na pięterku (wiem, antresola) ujrzałem Cthulhu! Fajnie zrobiony
kostium, przybiliśmy mackę i wykonaliśmy zdjęcie. Bardziej to był Mind flayer, bo jak mu
powiedziałem „Niech Gwiazdy będą dla Ciebie w porządku” to
albo nie zrozumiał, no albo
nie usłyszał. W każdym razie strój wykonany znakomicie. Okazuje
się, że wcielił się weń
chłopiec o blond włosach. Kto by pomyślał, że Wielki
Przedwieczny (tak samo jak obecny Bond)
jest blondynem? ;> Ale dwa lata temu Cthulhu była ruda! ;>
Szkoda, że nie
interesuję się nowymi grami, bo Pyramid Games z Lublina,
prezentowało swoją grę „OccupyMars: The Game”. Pierwszy raz ją
widziałem, ale pan zaprezentował mi ją znakomicie, opowiadając o
czym ona jest. A bardzo fajnie
wyglądała! Podwyżkę mu! Zapytał się mnie w jaką grę podobną
grałem, to mu powiedziałem, że
nie grywam w takie, że tylko w Fallouta 4… „ Ale mnie nie
wyśmiał, profesjonalnie
wymieniliśmy uczciwe spojrzenia. Tedy Proszę Państwa, link do gry
w jej nazwie powyżej!
W tym roku porobiliśmy
kilkanaście zdjęć z Przebierańcami. Tak jak pisałem wcześniej,
nie wiem co to byli za
Bohaterowie. Najwięcej było Jokerów! :D Przestraszyłem też
panią, wrzucając jej od tyłu
pieniążka do puszki - Komitet Społeczny Wstawaj Alicja. Były też stoiska z książkami, z
rękodziełami, mangą, odzieżą gotycką i taką dla kinder
fantastów – te całe piżamki i stroje
zwierzątek. Taki standard. Córka była zainteresowana drukarką 3D.
I to mocno! Duszno było,
wychodząc z antresoli czuć było zapach ludzi, ktoś chyba okien
nie otworzył lub ich nie
było. Ojoj, byli też Darwini z Jutuba. Może i fajne chłopaki, ale
ja z Alicją też jesteśmy
Jutuby, mamy swoich Widzów, także wcale się nie wzruszyliśmy.
Co się działo poza
terenem Falkonu, (afterku!), co było w piątek i niedzielę, jakie
wrażania mają ludzie zwiedzający
Kozi Gród nocą, w co grano po szkołach, nie wiem… Widziałem też z daleka (ważna sprawa!)
podręcznik do Cthulhu w wersji kolekcjonerskiej. Jakiś chłopiec pokazywał go dziewczynie
na jednym z paneli.
Alicja miała balon z Lol
Surprise. Gdyby się zgubiła miała go wypuścić w górę (mając
go oczywiście na tasiemce
przywiązanej do ręki). Kiedy rozdzielaliśmy się z Dianą, w taki sposób właśnie nas
odnajdywała. W sumie Stalker Adrian też nas znalazł w taki sposób. Dziecko i balon (o ile
się nie przebije) to dobra, konwentowa nawigacja.
Gdy wychodziliśmy z
Falkonu, hol główny, tam gdzie są kasy, spowity był w dymie. Myślałem, że ktoś
może bawił się racą, ale chwilę później tajemnica została
wyjaśniona. To był dym wydobywający
się z kominów foodtrucków. No takie rzeczy.
Wyszliśmy z Targów
Lublin i ujrzeliśmy padający śnieg…
W busie ustaliliśmy we
trójkę, że mimo wszystko, za rok też przyjdziemy na Falkon, ale dzisiejsza sobota nam w
zupełności starczy. W sumie Alicja była rozczarowana, zła i biła mnie w nerkę przez całe
pół godziny jazdy do domu.
A kolejnego dnia
zderzyłem się z szarą rzeczywistością i żałowałem, że jednak
nie poszliśmy w niedzielę. Już mi
brakuje tych wszystkich ludzi, paneli!… Falkonu.
Gdybym miał oceniać Falkon po tej sobocie w skali dziesięciopunktowej, to dostałby dziesięć punktów (10/10). A gdybym miał to zrobić w skali procentowej, dostałby 100 %. Także tego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz