piątek, 30 stycznia 2015

Aktywny w Szaleństwie ...i w "Alien Incident"

Obudziłem się. Wszechstronne ciepło dało mi rozkosz ulgi i miałem teraz pewność, że nie leżę gdzieś pod mostem. Usiadłem na łóżku przecierając zaropiałe oczy. Spałem w ubraniu, gdyż wróciłem nad ranem z nocnej libacji u mojego kumpla z Orion Burger. Podszedłem do regału i włączyłem kasetę Kosynierów. Dwa głośniki 200W umieszczone po bokach mego łóżka dały o sobie znać. 

Mój pokój

Wyszedłem chwiejnym krokiem z pokoju kierując się w lewą stronę. Doszedłem do pokoju na końcu korytarza. Zapaliłem światło i stało się. Wypieprzyło korki na całym piętrze, bo trzeba przyznać, że mój dom, a właściwie dom wujka Alberta, u którego spędzam wakacje, jest dwupiętrowy. Zszedłem schodami na dół i poszedłem do kuchni, gdzie z kredensu wyjąłem zapasowe korki. Poszedłem teraz do piwnicy i włożyłem korek. Zadziałało, bo znowu słychać było Kosynierów. Niebyła to taka zwykła piwnica, mieściło się w niej laboratorium mojego wujka, który miał fioła na punkcie robienia wynalazków i tak np. zrobił łapkę na muchy na samo naprowadzane rakiety. Wiecie, rakieta dosięga celu, czyli muchy i bum… nie ma muchy. Przebąkiwał też coś o maszynie teleportującej. Stał też tam jego własny komputer, którego nie pozwalał mi nigdy dotykać, ale teraz przecież wujka nie było. Włączyłem go i oczom moim ukazał się komunikat:

środa, 7 stycznia 2015

Aktywny w Szaleństwie ...i w Schronie Przeciwatomowym

Dobry system…

- No jak nie w Schronie to gdzie? – zapytałem. Co Ty w ogóle mówisz?… Przecież wiesz, że… Ech… No po co tak mówisz?... Gdzie indziej przetrwaliby wojnę? Nie było innej możliwości i przecież wiesz o tym… Uczysz się o tym nawet w szkole… jakby to było coś, czego nie można zauważyć…  
No już dobrze Ian… uspokój się… Szkoda się denerwować. - odparła leżąca na łóżku Shani. Czy to już pogdybać nie można…  „Co by było gdyby?”… Wiesz, korzystam z okazji, że mogę rozmyślać o różnych rzeczach,  nawet o takich... Od kiedy Ci to przeszkadza?
- Dobrze już. Rozmyślaj sobie o tym. Jakoś nie mam dzisiaj do tego głowy. Do niczego nie mam!... czuję się rozbity. Przepraszam…
- No nie możesz być rozbity Mistrzu Ianie… wszak to Ty dzisiaj będziesz wielkim Kreatorem… Już nie mogę się doczekać. Nie zmienisz chyba zdania i nas zawiedziesz… na kilka godzin przed? – do rozmowy dołączył milczący do tej pory chłopak.
- Nie, nie… wszystko dobrze Bob. Damy radę ze wszystkim… Nie patrzcie się tak na mnie, dam radę… Shani przepraszam, mów dalej…
- A czy to jest o czym mówić więcej? Hmm… Tak swoją drogą… Jak można myśleć o czymś, o czym się nie wie? Jeżeli nie zdajemy sobie z czegoś sprawy, nie możemy o tym myśleć… tak?
- Ano… ale ktoś kiedyś musi o tym „czymś nie do pomyślenia” zacząć myśleć, bo nie byłoby.. chociażby różnych wynalazków. Chociaż…
- Masz rację… - wtrąciła się Shani i usiadła na łóżku… Ja to czasem myślę sobie,  jak to jest tam na zewnątrz…
- Chyba wszyscy myślimy… - powiedziałem. Całe to rozmyślanie jest ciekawe. Ale całe nasze życie i… naszych rodziców upłynęło właśnie w tym miejscu… Kolejne pokolenie, które się urodzi… będzie… hmm… jakie to słowo?… Będzie żyło tym miejscem?… Czy wyjdziemy stąd kiedyś się pytasz? To co tutaj, to całe nasze życie….  Pomimo, że wiemy, że jest coś na zewnątrz,  to w tym miejscu, w którym jesteśmy teraz dajemy sobie doskonale radę ze wszystkim… Myślę, że wszyscy… W sumie nie ma dla nas tego „czegoś na zewnątrz”… To „coś na zewnątrz” nie istnieje… Rozumiecie mnie?
- Zostaniesz filozofem - odparła Shani… Rozumiemy… doskonale.
Bob jak to miał w zwyczaju, przysłuchiwał się rozmowę… i teraz tylko pokręcił głową… Po chwili powiedział: Znalazłem książkę Shani, muszę iść… Spotykamy się za kilka godzin… według planów?
- Ja też już muszę iść. Do zobaczenia niedługo – powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia za Bobem.