Falkon 2017 zakończyliśmy mocnym uściśnięciem ręki, szczerym przytulasem i postanowieniem, że za rok wrócimy tutaj ponownie.
A rok zleciał niemożebnie szybko. Przy kilku okazjach, kiedy przyszło nam się spotkać, tj. mi, Alicji i Dianie, potwierdzaliśmy zamiar wybrania się na imprezę i słuchaliśmy z zadowoleniem, co moja córka na niej i tym razem kupi.
Na kilka dni przed konwentem, na Trzynastym Schronie i Starym Wujku, wrzuciłem zdjęcie z poprzedniej edycji, opatrzywszy go zapytaniem:
Jutro, w moim rodzinnym mieście - Lublinie, odbędzie się FALKON. Ktoś z Was się wybiera? Ja będę... ;)
Uzyskane odpowiedzi:
Michał O. Moja skromna osoba, głównie wygrać turniej w neuroshimę hex. Na co ja odpowiedziałem z pełną szczerością – Powodzenia.
Michal M. Będziesz się woził w zębatkowej koszulce? wyłapię Cię gdzieś, zbijemy postapiątkę.
Konrad Ł. Szukaj dużego krasnoludzkiego Kapłana :p
- Ja będę w szatach Trzynastego Schronu Kapłanie :)
Konrad Ł. <3 najlepiej błogosławieństwo przeciw mocy Radu +3 gratis ;)
Adrian J. No to widzimy się :) zachodz do Stalkerów tam będę pytaj o Chudego
- Ha! :D No to się zobaczymy! :D
Marcin C. W sobotę też będziesz? Ja się zastanawiam czy nie wstąpić.
Artur Sz. Ja będę na stoisku Paladynatu, możemy się spotkać
Na czas Falkonu, zaopatrzyłem się w kilka dni urlopu, żeby bez zbędnego bagażu niezwykłych myśli, spokojnie poddać się świętu fantastyki w Kozim Grodzie. Moim celem było znalezienie motywów falloutowych, chociaż tegorocznym tematem był „Wschód Słowiańskich Mitów”.
W czwartkową noc dostaję info od Squonka z Trzynastego Schronu, żebym "miał się na baczeniu i szukał dużego, brodatego chłopca" – tak mniej więcej napisał.
I tak nastał piękny dzień, początek weekendu. Ubrałem się w firmową koszulkę i wyruszyłem z córka w daleką podróż. W czasie jej trwania napisałem sms do Diany… A tu się okazuje, że ona nieprzygotowana, daty jej się pomyliły, ale nadrabiając zaradnością, stawi się o czasie na miejsce.
Widok z busa linii Bychawa - Lublin.
Wpadamy na teren Targów Wschodnich. Na placu widzimy rozstawione budy z żarciem i namioty, pod którymi, przy stołach, rozsiedli się zwykli ludzie i fantastyczne, człekokształtne istoty. Jedzą pieczone kiełbasy, frytki obficie polane ketchupem, kebaby - całe to tłuste, przepyszne jedzonko. Rozmawiają, śpiewają, a pomiędzy nimi, przyozdobieni w poważne miny chodzą „goście”- m.in. autorzy książek (których nie czytałem) – Ci mieli najbardziej poważne oblicza. Na obiekcie, do kas, kolejka długa. Standardowy wąż musiałby 4 razy swoje cielsko owinąć, byśmy mogli malowniczo przedstawić tę sytuację. Przyszło nam tedy stać z "przebierańcami", co bardzo mnie ucieszyło, bo rok wcześniej było ich mniej. Postaliśmy chwilę, popatrzyliśmy na misternie zrobione stroje i makijaże i hop… mamy bilety i już jesteśmy Uczestnikami.
Krótki rzut oka na prospekty i wchodzimy na sale wystawową. Ocho! A cóż tak mało wystawców? Hmm… zastanawiam się i rozglądam. Alicja już z daleka wypatrzyła kostki do gry. „Zaraz kupimy – mówię. Zobaczmy wszystko po kolei”
Kilka kroków i zbliża się do mnie Saladyn! Był niedźwiedź i wymiana uprzejmości, przybicie „postpiątki” Poznaję osobiście Motyla, redaktora Paradoksu, na którym kiedyś miałem dział Zew Cthulhu i czas na rozmowach mija bardzo miło. Wykonaliśmy pamiątkowe, rodzinne zdjęcie i otrzymałem od Saladyna dwie naszywki – logo Saladyna i Post-Apokalipsa Polska. Szkoda, że tak krótko miałem okazję porozmawiać z tymi dwoma Panami.
Idziemy dalej. Z daleka widzę stoisko Paladynatu i Artura!, który odpowiedział no moje zdjęcie komentarzem. Wystawił tysiące gier, ale mnie przyciągają dwie z serii Fallout. Tedy ściemniam mu, że "och, ach, ale fajnie, ale jak to?, co to jest?", udaję niezorientowanego. Artur nie dał się oszukać, rozpoznaje mnie i robimy niedźwiedzia. Artur to pasjonat, człowiek, który żyje tym co robi - tak sobie pomyślałem. Ale dopiero przyszłość zweryfikuje i po stokroć potwierdzi profesjonalność i radość jaką czerpie On ze swojego życia. Robimy pamiątkowe zdjęcie.
Artur za cel swojej działalności postawił sobie między innymi promowanie Fallouta (jest to jedynie ułamek jego pracy). Trzynasty Schron też to robi, dlatego połączyliśmy siły, co dało przejaw w kilku wspólnych inicjatywach. Pozdrawiam!
Pomiędzy opisywanymi zdarzeniami i spotkaniami, korzystaliśmy z trampoliny wystawionej przez Strefę Wysokich Lotów. Za którymś razem, trafiliśmy na odbywającą się na scenie, próbę zespołu Żywiołak. Niech ktoś mi odpowie. Dlaczego trzeba drzeć tak… swój głos, żeby przedstawić słowiańską muzykę? Bo to chyba jest horror słowiański – taki gatunek. Zespół inspiruje się demonologią słowiańską, a demony musiały tak gadać – Acha. Wszystko jasne! ;)
Wejdźże sam i posłuchaj - https://youtu.be/sJ9c0AxUrDE?t=2534
Interesuje nas też duża powierzchnia, na której stoją konstrukcje z klocków Lego. Na jednym ze stołów widzę makietę z Fallouta i spotykam przemiłą dziewczynę, Czytelniczkę Trzynastego Schronu – Natalię. Pogadaliśmy chwilę i poplotkowaliśmy o naszym wspólnym koledze Barcie. Pozdrawiam Natalia!
Klocki lego. Jak widać na podpisie, jest to makieta postapo, Fallout. Wykonał ją Spider44.
I klocki Lego proszę Państwa, które stały blisko trampoliny zrobiły swoją robotę. Mali i duzi, młodzi i tak dalej… bawili się tutaj znakomicie.
Spacerujemy też pomiędzy kącikiem, raczej wielkim kątem, gdzie można było pograć w stare i nowe gry wideo. Alicja miała okazje pierwszy raz zagrać w Mario. Ja tej gry nie lubię, dlatego jej nigdy nie pokazywałem. Odbywał się tutaj turniej w gry, ale one mnie zupełnie nie interesują, nawet nie spojrzałem na rozgrywkę i nie znam ich tytułów.
Srario!
Zabrałem też córkę na kilka prelekcji. Nie pamiętam już o czym były, ale wynudziliśmy się. Chyba trafiłem na te gorsze wykonanie, bo skoro tam poszedłem, to coś musiało mnie w ich tytule zainteresować.
Szukam Chudego z Wioski Stalkerów. Dla mnie to nie Chudy, a Karczmarz z fb Tawerna pod Strzechą. Swego czasu „przesiadywałem” tam, gadając na fantastyczne tematy. Niestety nie trafiliśmy na siebie. Może na następnym Falkonie? Ale wioska Stalkerów okej. Rozbili namioty i kręcili się w ciuszkach postapo. Żadnego organizowanego przez nich pokazu niestety nie widziałem.
Ha! Bractwo Sithów! Brotherhood of the Sith. Piękni i przystojni panowie, mędrcy Sithów, super klimat i oporządzenie zwiedzających. Fantaaastycznie! Byłem oczarowany tymi ludźmi. Mieli prawdziwe miecze świetlne! Nie zdawali sobie sprawy jaki zaszczyt ich spotkał kiedyśmy ich odwiedzili – Mistrz i Uczeń.
Według Zasady Dwóch, córka przejmie władze...
Córkę zainteresowały pokazy chemiczno - kosmetologiczne, organizowane przez studentki UMCS. Dziewczęta potrafiły dogadać się z dziećmi, miały fajne narzędzia i robiły kremy, kolorowe szminki i inne mazidła.
Magiczne eliksiry...
Jedzenie zapewniała też lokalna, ulokowana wewnątrz hali kawiarenka. Siedząc przy stołach, jedząc frytki, mogliśmy dosłownie z góry, popatrzeć na grających w przeróżności ludzi w Games Roomie.
Przy przyjmowaniu pokarmów...
Można powiedzieć, że Fallouta i postapo dużo. Koszulki, kubki, gry planszowe, zapinki (kapselki), ale nikogo w Pancerzu Wspomaganym. Postapo też było… Stalker to nie postapo, – mogę tak napisać, prawda? ;) Cthulhu też był obecny! A po całym terenie chodził jakiś spocony, zły i mocno prawdziwy Joker…
A jeżeli chodzi o Wielkiego Przedwiecznego. Black Monk postawił bluźnierczy namiot, pod którym Strażnicy Tajemnic dzielnie prowadzili sesje. Stało się tak, że w pewnym momencie nie było tam żadnego Badacza Tajemnic, zatem podszedłem do brodatego pana, złożyć gratulacje z podjęcia decyzji o wydaniu podręcznika do siódmej edycji Cthulhu. Zacząłem opowiadać, że w necie zajmuję się rpg Cthulhu już prawie od 17 lat, najpierw na InnySwiat.pl, potem na Paradoksie. Mówię też, że stosując mechanikę systemu prowadzę przygody i córce. Ale pan nie był wcale zainteresowany moją historią, a Alicja powiedziała, że w nic takiego ze mną nie gra. Spuściłem głowę i poszedłem kupić starter i kilka pustych kart postaci. A później Black Monk zrobił moim „państwowym dzieciom” niesamowity prezent i stał się częścią naszej „Rodziny”.
Więcej zdjęć na tym Albumie ze zdjęciami, który opatrzyłem takim komentarzem:
Co też to jeszcze niestandardowego mogę pokazać/przekazać swoim kochanym „państwowym dzieciom” – zastanawiałem się przed minionymi wakacjami. Wydaje się, że w dużej mierze znają moje zainteresowania, bohaterów dzieciństwa, wiedzą jak i przy czym spędzam wolny czas, co robię, czytam, żeby dobrze się bawić. A ja im o tym chętnie opowiadam mając nadzieję, że być może tym zarażę. I doszedłem do wniosku, że jeszcze nie zagraliśmy wspólnie w erpegi. Oczywiście już doszło do tego, pisałem o tym, ale stało się przede wszystkim coś jeszcze lepszego. Kiedy pochwaliłem się wykonanym zdjęciem na Grupa Zew Cthulhu RPG - Badacze Tajemnic, opatrzonym opisem „W Domu Dziecka też się gra w Cthulhu ^(;,;)^ „ odezwał się do mnie Michał z Black Monk Games, wydawca 7 edycji Zew Cthulhu RPG. I oto kilka dni temu przyszedł do nas Mikołaj z ciężką paczką, z której wypakowaliśmy przeróżne gry planszowe, starter do 7 edycji Zewu Cthulhu i kupę kart postaci. Jesteśmy przeszczęśliwi, ciągle gramy (na 5 minut przed wyjściem do szkoły i pójściem spać też – „ostatnia rundka”), rzucamy na siebie klątwy, walczymy z zombiakami, munchkinujemy, łupimy, wymyślamy kolejnych Badaczy i rysujemy laurki! :) Dzieci powinny być wesołe i beztroskie! Tak jest w rzeczywistości dzięki Tobie Michał i Ekipie Black Monk! Po stokroć Dziękujemy i Pozdrawiamy! Niech Gwiazdy będą dla Was w porządku!
„Wschód Słowiańskich Mitów” – pod tym hasłem odbyła się tegoroczna edycja. Klimat był lepszy niż ten z poprzedniego roku – „Join The Federation” – chyba czegoś wówczas nie zrozumiałem lub nie zauważyłem.
Obudziłem się za późno, a mogłem, jako „poważny” patron medialny erpega Słowianie, powrzucać gdzieś ulotki o grze. Ale takich nie miałem no i… nic z tego nie wyszło.
Pokaz mody Słowiańskiej oglądałem z zainteresowaniem. Stroje, wianki, ozdoby i bosonogie modelki i modele w różnym wieku. Przyjmijmy, że wizja uczniów jakiejś szkoły odzieżowej nawet się udała, chociaż w książkach historycznych słowiańscy peasanci, peony obojga płci wyglądali inaczej. Tutaj główną rolę, z tego co pamiętam odgrywały długie suknie. Ale dobrze jest, nie mam co narzekać.
Stałem daleko, to prawda, nie chciałem rozpraszać modeli...
Pośrodku hali stała nawet osada słowiańska. Kinder Słowianki, zwłaszcza te, przyodziane w ciągnące się elementy ubioru (szale, szale z pomponami??!?, maksymalnie długie spódnice…), z dużymi okularami i jakimiś kwiatkami wplecionymi w pomalowane włosy, oddawały cześć bogom naszych praszczurów, siedząc w kółku, głośno mówiąc i gapiąc się w telefony.
Odpoczynek w gaju...
Kupiliśmy kostki, zawieszki i masę innych rzeczy, które wpadły w oko małej dziewczynce.
Gdybym opisał emocje z Falkonu 2018 chwilę po jego zakończeniu, może wyglądałoby to inaczej… ale tak nie chciało mi się tego robić…
Nasza ekipa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz