Stary zegar z upartą kukułką, wiszący na ścianie pokoju w
końcu wyrwał mnie ze snu. Mechaniczny dźwięk przypominający wołanie ptaka
słyszałem już tyle razy, że przestałem na niego reagować. Gdybym wiedział, że
dźwięk budzącego zegara warunkuje mnie na miłe przeżycia, być może cieszyłbym
się bardziej z nastania nowego dnia.
Zsunąłem się leniwie z łóżka. Okręciłem wokół siebie kilka
razy, rozprostowując wszystkie kończyny. Dopiero teraz otworzyłem oczy i
przetarłem twarz. Nienawidziłem jej. Całe szczęście, że nie miałem lustra.
Przyrzekam, rozbiłbym go na tysiące kawałków, byleby nie patrzeć na swoje
oblicze. W trakcie toalety, przemywając twarz w misce zimnej wody, za każdym
razem zamykałem oczy. Kolejnym porannym rytuałem było domknięcie zacinających
się drzwiczek domku kukułki i nakręcenie znienawidzonego zegara. Jedyne co mi
dawał, to iluzoryczne poczucie czasu, odmierzając sekunda po sekundzie moje
bezwartościowe istnienie.
Mój dom – tak zwykłem mówić o tej dziwnej konstrukcji, w
środku której znajdowały się przedmioty całkowicie niepasujące do siebie i nie
mające żadnych użytecznych funkcji. W pomieszczeniu, które określałem jako
salon „dla gości”, pełniące również rolę sypialni, stało różowe, dość twarde,
plastykowe łóżko okryte szarą kapą z syntetycznego materiału. Była tu również
nocna szafka z dwoma, wiecznie pustymi szufladami i duży stół z kompletem
krzeseł - zupełnie mi nie potrzebnych. W kuchni stały meble, które żywo
przypominały te, znajdujące się w sklepowych katalogach z zabawkami dla dzieci.
Toaleta nieczynna. W tym miejscu można powiedzieć najzupełniej szczerze –
zwykła atrapa. Wszystkie czynności fizjologiczne musiałem wykonywać poza domem.
Co innego mogę powiedzieć o mojej skromnej kolekcji
przedmiotów służących do badań prawideł natury i budowy mechanicznych
konstrukcji. Pierwszy zestaw, składający się między innymi z kociołków, tygli,
piecyków, retort, trójnogów, bagietek, wag, termometrów, gogli, ampułek i
buteleczek – istnego wyposażenia pracowni alchemicznej – rozlokowałem w salonie
na stole. Potrafiłem wykonywać badania godzinami. Jedną ręką wlewałem płyny do
kolb, drugą podkręcałem palnik… a trzecią drapałem się po głowie, gdyż nie
mogłem zrozumieć dlaczego za każdym razem nie wychodziło mi to, co chciałem
osiągnąć. Zamiast tego tylko coś syczało, buchało lub topiło się.
Drugi zestaw - do mechanicznych konstrukcji - znajdował się
w małym warsztacie obok salonu. Tutaj również mogłem przebywać godzinami,
tworząc dziwaczne wynalazki. Łączyłem ze sobą stare, zniszczone koła zębate,
kawałki metalu, drutu. Z wykorzystaniem substancji sporządzonych w pracowni obok,
wprawiałem to wszystko w ruch. Oprócz wartości estetycznych, niestety nie miały
żadnych innych zastosowań.
Wyników badań i odkryć nie zapisywałem w notatnikach czy
marginesach ksiąg, ponieważ nie umiałem pisać. Sporządzałem w nich natomiast,
skromne graficzne schematy z dokonań.
Codziennie po porannej toalecie, zjedzeniu wielkiej kupy
smakowitości na śniadanie, zakładałem na głowę malutki, ale gustowny cylinder,
bacząc uważnie by nic mi nie przygniatał. W jedynym, naturalnie lśniącym,
czarnym garniturze wychodziłem wówczas na zewnątrz domu. Chciałbym powiedzieć,
że rozpościerał się przede mną piękny widok zielonych pól i odległych lasów
leżących u szczytów wiecznie zaśnieżonych gór. Jednak nie dane mi było tego
oglądać. Skwerek przed domem wyłożony był drobnym piaskiem, żwirkiem, tłustą
ziemią, plastykową imitacją kamieni i płatami lekkiego materiału, który
podrzucony, wolno opadał ku ziemi… Obok domu stało dziwne, powykręcane drzewo,
o którym nie mogę powiedzieć nic więcej niż to, że przyciągało do siebie kurz.
Nigdy nie słyszałem świergotu ptaków, buczenia owadów i nie czułem słodkich
zapachów natury. Nie było zmian pogody, pór roku, a temperatura była zawsze
jednakowa.
Niewielki teren posesji ogrodzony był z każdej strony
matową, nieprzezroczystą i gładką taflą materiału, który w dzień był jasny, a w
nocy ciemny, z małymi punkcikami nikłego światła w kolorze czerwonym i
niebieskim. Podczas pierwszych dni pobytu w tym miejscu, próbowałem zrobić
podkop, jednak tajemnicza, oszlifowana zapora, sięgała nieznanych otchłani
ziemi.
Same pory dnia i nocy też wydawały mi się umowne. Pewnego
razu obudziłem się w ciemnościach przed wrzaskiem kukułki. Zanim nastała
całkowita jasność, światło musiało kilka razy silnie rozbłysnąć. Nie wiedząc co
to może oznaczać, postanowiłem przez pewien czas nastawiać budzenie na
wcześniejszą godzinę. Za każdym razem rano, dziwne zjawisko powtarzało się.
Któregoś dnia, w godzinach popołudniowych, nierównomierna gra światła i
ciemności trwała przez kilkanaście minut.
Bardzo często wspominam życie, które wiodłem z dala od tego
miejsca… Długie wędrówki po świeżej trawie, soczystej glebie, wśród pędów
rosnącego, dojrzałego zboża. W poszukiwaniu przygód i pyszności zapuszczałem
się w każdy rejon ekosfery – od czubków drzew do wilgotnych, przyjemnych
korytarzy wydrążonych w ziemi. Aż pewnego wiosennego wieczora, wylegując się na
rozgrzanym ciepłem słonecznym kamieniu, spoglądając hen przed siebie, ujrzałem
na horyzoncie wielką kulę oślepiającego światła. Zaskoczony i przestraszony,
instynktownie skryłem się w głębokiej jamie i tam postanowiłem przeczekać tę
osobliwość. Ocknąłem się dopiero w tym miejscu.
Teraz, jedyne co mi pozostało, to kilkunastominutowe spacery
wokół domu, marzenia o roślinności w ogródku i kąpielach w cieple słonecznego
światła. W kuchni odsuwam pokrywę w podłodze, gdzie co dwa dni znajduję
jedzenie, nowe przedmioty oraz książki i tablice edukacyjne. Każda z tych
rzeczy opakowana jest szczelnie w materiał, na którym narysowane jest logo –
biała zębatka z cyfrą trzynaście pośrodku.
Protokół obserwacyjny numer: 170784 (fragmenty)
Obserwowany osobnik nie wykazuje żadnych zmian fizycznych
związanych z otrzymaniem dużej dawki promieniowania, wynikającej z wybuchu
jądrowego.
[…] Nie zdobyliśmy informacji o cechach obronnych organizmu,
które uchroniły go od śmierci.
[…] Nie zauważa się wzrostu ilorazu inteligencji w
porównaniu z innymi przedstawicielami gromady – stawonogów, po rocznym
podawaniu zmodyfikowanego pokarmu typ - 29X10.
Rada Naukowa Trzynastego Schronu nie podjęła decyzji o
dalszym losie wyżej wymienionego owada.
Uwagi:
Podtrzymano zalecenia, że nie należy potrząsać kulą śnieżną,
gdyż źle wpływa to na zachowanie badanych obiektów.
Proszę nie zostawiać urządzeń elektronicznych na noc w
trybie czuwania. Diody również zużywają prąd.
Każdą usterkę świetlówek, proszę zgłaszać niezwłocznie do
konserwatora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz