sobota, 30 sierpnia 2025

Nejiro 10 - Tanabata Fest - relacja

Może tego po mnie nie widać, ale pamiętam czasy, kiedy na fanów mangi i anime mówiło się otaku… a potem, kiedy to określenie stało się niewygodne.

Najważniejsze to w ciasnych butach nie chodzić i mieć pasję. Tak myślałem, kiedy byłem młodzieńcem. Po latach rozszerzyłem to przekonanie – że równie istotne jest dawanie możliwości pokazywania pasji, sposobów jej rozwijania i okazji do spotkań z innymi pasjonatami. Nejiro powróciło po siedmiu latach nieobecności.

(Ten fragment można pominąć, bo dalej piszę o sobie…)

Moja fascynacja Japonią zaczęła się pewnie tak samo, jak u wielu moich rówieśników. Prawdopodobnie na początku był serial Shogun puszczany w telewizji, potem filmy Kurosawy (TV lub VHS), a także czarna książeczka Mitologia Japonii Jolanty Tubielewicz, wydana przez Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe.

Dalej było już bardziej kolorowo. Staję się młodzieńcem – powiedzmy, że mamy rok 1992 – zaczynam grać na różnych, dziś już retro komputerach, automatach do gier, wchodzi Pegasus – konsola do gier. Widziałem wtedy nazwy japońskich firm, które tworzyły te gry. Nintendo! Capcom! SNK! Młodego chłopaka sprzed czasów Internetu to wszystko fascynowało. Na szczęście w Polsce mieliśmy magazyny o grach komputerowych, a w kwietniu 1993 roku ukazał się pierwszy numer Secret Service. To właśnie on doprowadził nas do mangi i anime. Około numeru 29 (rok 1995) zaczęto regularnie opisywać to zjawisko, choć już wcześniej, w innych czasopismach, np. Gamblerze (1995), można było znaleźć wzmianki.



A ja to wszystko chłonąłem. Czytałem, analizowałem, a podczas spotkań na żywo z kolegami – tak, to była codzienność – rozmawialiśmy o grach (i dyskietkach, które się psuły), a także o mandze i anime. I zawsze to pytanie: „Ale skąd to wziąć?!”. Na szczęście były kasety VHS i wszystkie, na których było nagrane anime, oglądaliśmy po kilka razy. Pamiętam u mojego przyjaciela Barta pierwszy nocny seans Akiry (mówi się, że na festiwalu w Cannes w 1990 zrobił ogromne wrażenie)…

Na tegorocznym Nejiro rozmawiałem o tym z Felkiem (Żywieckie Stowarzyszenie Fantastyki Parzenica). Siedzieliśmy przy komputerach i wspominaliśmy, że zanim coś dotarło na wschód – do Lublina – najpierw musiało pojawić się w Warszawie. Milczeliśmy chwilę, zatopieni we wspomnieniach, a potem tylko ciężko wzdychaliśmy…

Anime! Jakże różniło się od filmów o samurajach z czarnobiałego telewizora. Secret Service co miesiąc dostarczał nam informacji, a także materiałów o mandze i anime w samej gazecie oraz na płytkach dołączanych do numerów (np. wywiad redaktorów w audycji Radio Manga z 1998 roku). Wszystko czytałem. Wszystko! A dużo później pojawił się Internet i ściągałem interesujące mnie tytuły z eMule.

Ale! 6 czerwca 1995 roku Polsat zaczął transmitować Czarodziejkę z Księżyca. Obejrzałem wszystkie odcinki – w Polsce nie wyemitowano dwóch, więc obejrzałem je na niemieckim RTL.

Ludzie z Secret Service założyli firmę „Planeta Manga” i anime na VHS pojawiało się już regularnie. Początkowo w wersjach angielskich, ale szybko zaczęły się pojawiać filmy z polskimi napisami.

Jeeeezu! Kupowałem wtedy polskie czasopisma Animegaido i Kawaii, które zaczęły wychodzić w 1997 roku. Pierwszą mangą wydaną w naszym kraju była „Aż do nieba”, ale do dziś na półce stoi u mnie manga Czarodziejka z Księżyca (styczeń 1997).

Mam nadzieję, że nie pomyliłem dat, a jeśli już, to tylko nieznacznie. Nie wspomniałem też o klasykach z Polonii 1 – Yattamanie, Gigi („Białe majteczki Aneczki”), W Królestwie Kalendarza („Proszę państwa, oto zwykły człowiek, a oto Październik…”).

Kiedy ostatecznie przestałem się interesować mangą i anime? Nie pamiętam… Może już po ograniu gry fabularnej i karcianki Legenda Pięciu Kręgów (około 2004)? Ostatnią rzeczą, jaką obejrzałem, był pewnie serial Dragon Ball.. Wszystko wróciło, kiedy moja córka poszła ze mną na Falkon w 2018 roku.


Mamy Nejiro 10, które powraca po pandemii. Ostatnia edycja odbyła się 6–8 lipca 2018 roku w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie, przy ul. Bursaki 12. Chcąc się przygotować, odpaliłem kilka stron internetowych, korzystając m.in. z archiwum:

https://web.archive.org/web/20180831060017/http://cytadelasyriusza.org/nasze-imprezy

https://web.archive.org/web/20180831061310/http://nejiro.pl

Nooo! Tanabata – tradycyjny japoński festiwal, stworzony na cześć mitycznych kochanków. No no no… ja już wiem, kim teraz mogliby być ci kochankowie…

:DDDDD

O konwencie informowałem od razu, gdy tylko pojawiły się pierwsze większe wieści. Klasycznie – wywieszając plakat na drzwiach mojej pracowni w miejscu pracy, gdzie prowadzę zajęcia z gier wszelakich :) (Krajowe Towarzystwo Autyzmu Oddział w Lublinie) A później wręczyłem moim dzieciakom program imprezy. Zawsze przed takim wydarzeniem trzeba go dokładnie przeanalizować. Ja też zrobiłem to w tradycyjny sposób – drukując tabelę i zakreślając rzeczy flamastrem.



Piątek. Szybki dojazd do Lublina, przejście przez Stare Miasto i oglądanie straganów Jarmarku Jagiellońskiego. Przed wejściem na teren Zespołu Szkół nr 1 im. Władysława Grabskiego w Lublinie, nawet gdyby nie było plakatu, od razu wiadomo, co się tutaj odbywa. Najważniejsi są Uczestnicy, a cosplayerzy już bawią się wesoło.

Szybka akredytacja i już na wejściu spotykam Lisię i Mroczysława – obwieszonych aparatami, pełnych pozytywnej energii. Przez całą imprezę będziemy się na siebie natykać. Za chwilę widzę Mrocznego, który od razu zabiera mnie na prelekcję „Zapiski zielarki vs rzeczywistość – sezon 2”. Akurat dwie pierwsze mangi z tej tematyki leżą na mojej półce z książkami o Cthulhu. Ciekawa prelekcja, z degustacją i świetnymi strojami prowadzących.



Kolejne kroki prowadzą mnie – jak zawsze – do ludzi z „Parzenicy”, żeby sprawdzić, co przygotowali (i czego nie opisali na messengerowej grupie). Kocham tych ludzi: pełnych radości, świetnego sprzętu, gier i pomysłów. Szybkie przytulanki, piątki i ruszam dalej na zwiady. No! Można dostać zawrotu głowy od tej różnorodności.

Na korytarzach i w salach – stoiska, które tylko czekają na odkrycie. Spotykam Shiro, dowiaduję się o jej konwencie – Świderkon. Idę dalej… Nie wiem, ile razy skręciłem w prawo, aż miałem wrażenie, że spacer trwa w nieskończoność. I wtedy słyszę Daniela z „Gra na czas”. Myślę sobie: dobra, tam musi być planszówkowa cywilizacja! I rzeczywiście – jest stoisko, jest Daniel, Monika i Krzyś Miś, który wychodzi z „biblioteki”, z której można było wypożyczyć kilkanaście tytułów. Śmiejemy się, robimy zdjęcia do albumu i rozmawiamy o „zakręconej szkole”, w której podobno wszystko jest blisko (świetna mapa całego obiektu). Ostatecznie przekonuję się o tym dopiero drugiego dnia. Dalej – gamesroom i wypożyczalnia gier.


Po spenetrowaniu szkoły, zajrzeniu do każdej sali i zaspokojeniu pierwszego konwentowego głodu, popuszczam pasa i wpadam w konwentowy cug!

Zacznę od wspomnianego już Żywieckiego Stowarzyszenia Fantastyki „Parzenica” i ich sali z retro kompami i konsolami w ramach wystawy „Powrót do przeszłości – Mobilne Interaktywne Muzeum Gier Video”. Przyjechali prosto po swojej imprezie – Funconie. U nich zawsze jest dużo śmiechu, rozmów, grania, atrakcji. Turnieje w Wormsy, Mortal Kombat XI (ja zatrzymałem się na MK4) i Quake III Arena. Sam trochę pograłem – Wolfenstein 3D, Morrowind, kilka innych. No… klimat jak się patrzy.




Z prelekcji pierwsza, o której muszę wspomnieć – "Nihon-to – ostrze japońskie". Bardzo ciekawa opowieść, pokaz zabytkowych i współczesnych kopii mieczy. Na Animatsuri rozmawiałem długo z Adamem „Yamabushi” Zalewskim – człowiekiem z ogromną wiedzą i pokaźną kolekcją. Organizatorzy! Halo! Może warto ściągnąć tego człowieka do Lublina? Prelekcja chłopaków z Trzeciego Najemnego Oddziału Piechoty Japońskiej zrobiła robotę – moje pragnienie obcowania z mieczami zostało zaspokojone. Mocne pozdrowienia dla bandyty Jakuba.




Potem Sebastian Wiśniewski – pasjonat, gracz, tata Mrocznego, mąż Kasi, Jedi, podróżnik! W dwóch sztukach: „Jedziemy do Japonii” i „Japonia tradycyjna, nowoczesna, magiczna”. Pierwsza – praktyczne porady jak samemu zorganizować wyjazd, bez przepłacania i bez strachu przed trudnościami. Konkretne koszty, krok po kroku jak spełnić marzenie. Druga – piękna opowieść o Japonii: Tokio, Kioto, Osaka, Hiroszima, ale też ogrody, świątynie, zamki, szlaki i przyroda. Seba to bajarz pełną gębą, można go słuchać godzinami! Po tej prelekcji razem poszliśmy na konkurs KAMI-COSU.



Ale wiecie… ciągnie wilka do lasu, a gracza do gier planszowych. I tak samo mnie – do gamesroomu. A przed nim rozłożył się Daniel ze swoim stoiskiem. Pogadaliśmy o życiu, o planszówkach, o jego inicjatywach. No i oczywiście test gry „Zdradliwa Geografia” – w wersji Azja i Polska. Powiem wam: szykuje się prawdziwa edukacyjna gra imprezowa! Tak, dobrze napisałem – młodzi sprawdzą swoją wiedzę, starzy będą zdziwieni swoją niewiedzą. Daniel, rozwijaj to i inne projekty, o których gadaliśmy!


Atrakcji było oczywiście dużo więcej. Cosplayerzy – barwnie, wesoło, pełno zdjęć i śmiechu. Koncerty, spektakle, warsztaty – do wyboru, do koloru. Taniec, karaoke, origami, szycie pluszaków i torebek, nawet warsztaty z makijażu. Prelekcje o przeróżnych, ciekawych tytułach, turnieje, gry rytmiczne, fabualrne… No właśnie – tylko kiedy to wszystko ogarnąć? To pytanie każdego konwentowicza.







Najbardziej cieszyło mnie jednak to, że młodzież, której poleciłem Nejiro, była zadowolona. Już w poniedziałek rozmawialiśmy o konwencie na moich zajęciach – dzieciaki zdawały mi relacje z tego, w czym uczestniczyły, co widziały, co im się podobało. A moje osobiste dziecko – redaktorka Alicja – przywiozła z przyjaciółką masę gadżetów. Wspomnienia zostały…  dobrze, że była wypłata. ;)

Czekały na nas jeszcze dwa stoiska: naleśniki i onigiri. Naleśniki – puszyste, lekkie, z dodatkami, że palce lizać. A obok onigiri – klasyczna japońska przekąska. 

Pisałem wcześniej, że wpadłem w cug konwentowego klimatu. Znacie to uczucie, kiedy konwent się kończy, a człowiek wraca do rzeczywistości? Chodzi potem parę dni przygnębiony. Ale ratuję się tym, że sam też działam – organizuję, tworzę, dzielę się pasją. I to trzyma mnie na powierzchni…


… :D To ostatnie zdanie jest takie... prawdziwe! :D 

Widzimy się za rok!


Nejiro

Federacja Fantastyki Feniks














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz