O tym, że z okien lubelskiego Trybunału Koronnego wystają
tajemnicze macki, powiadomił mnie Mój Przyjaciel Yaho, wysyłając zdjęcie
artykułu na Dzieje się w Lublinie. Uśmiechnąłem się szczerze, ale po chwili
zasępiłem, złapałem za brodę i pomyślałem – Czy jest coś, co mogłem pominąć w
moich badaniach związanych z Mitologią Cthulhu i legendami z okolic Lublina?
Wszak wydawało mi się, że temat nie jest mi obcy, ale mając na uwadze zdanie:
"Trzeba rozszerzać swoje horyzonty na tematy wszelakie! Poznawać opinie i
zdania innych ludzi. Należy wypracowywać na sam koniec własne osądy! A już
wypracowane i tak poddawać testom", musiałem się temu przyjrzeć z bliska.
Ta tajemnicza sprawa, której symbolem są wystające macki z
ważnego historycznie dla Lublina budynku, skrywająca się pewnie pod
płaszczykiem jakiegoś mało znaczącego wydarzenia, mogła stanowić zaproszenie do
głębszych poszukiwań i odkrycia prawdy.
W kilka dni później wybrałem się do Koziego Grodu, w którym
odbywał się Festiwal Legend Lubelskich i zrobiłem zdjęcie Trybunałowi Koronnemu
(macki stanowiły część atrakcji), posłuchałem chwilę spektaklu pt „O czarciej
łapie” przygotowanego przez artystów z grupy Poławiacze Pereł Improv Teatr,
ale, że kiepsko to wszystko było nagłośnione i nie słychać było dialogów,
szybko odwróciłem się na pięcie. Co myślę o takich artystach, możecie
przeczytać w artykule O ludziach 14: Artysta Gamoń.
Wróciwszy do domu, siadłem ciężko w fotelu by zebrać myśli.
Ale zaraz włączyłem komputer i napisałem na Trzynastym Schronie niewinną
notatkę, zawierającą wszystkie ogólnodostępne i znane mi informacje o tym
wydarzeniu, które znalazłem w Internecie.
„Czy mamy na pokładzie kogoś z Koziego Grodu, kto raczy mi
odpowiedzieć, czy jest jakaś lubelska legenda o Cthulhu? Śmiało, znajdzie się ktoś
taki? Ja wiem, że lubelskie legendy, zwłaszcza nocą, chodzą po Starym Mieście,
ale macki?
Spróbujmy wyjaśnić...
Cytuję Dziennik Wschodni:
Zielone macki potwora wystają od środy z okien
staromiejskiego Trybunału Koronnego. To jedna z atrakcji zbliżającego się
Festiwalu Legend Lubelskich.
– To impreza przede wszystkim dla rodzin z dziećmi –
zapowiada Agata Patoleta z Urzędu Miasta. Na spektakle, spacery z
przewodnikami, gry miejskie oraz zajęcia warsztatowe dla dzieci można się
wybrać na Stare Miasto, Błonia i na dziedziniec Zamku, chociaż nie tylko tam.
Lubelski Żmij będzie też bohaterem piątkowych warsztatów dla
dzieci, na które zaprasza Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze (Rynek
8). Najmłodsi będą mogli wysłuchać legendy o potworze, a potem wybrać się na
Żmigród, by poszukać jego podobizn.
A teraz cytuję teatrnn.pl:
Zdaniem Elżbiety Kowalczyk funkcjonowanie nazwy Żmigród na
terenie Polski wynikało z utożsamiania ludów koczowniczych ze smokiem-żmijem.
Według językoznawców – przykładem Witold Taszycki, później
Tadeusz Skulina – nazwa Żmigród oznacza „dzwoniący gród, czyli gród, w którym
na wypadek zagrożenia przez nieprzyjaciela dzwoniono na jego mieszkańców oraz
na mieszkańców podgrodzia, iżby się chronili za umocnienia”
No to nie ma jednak w tym Cthulhu. Ale! W Lublinie od zawsze
było silne natężenie Znawców Mitologii Cthulhu.
Tego dowiedziałeś się na Trzynastym Schronie! ;)
^(;,;)^ Stary Wujek”
Jak sami zauważyliście, notatka była utrzymana raczej w
luźnym tonie. Jeżeli chodzi o jedno z ostatnich zdań, że w Lublinie jest silne
natężenie Znawców Mitologii Cthulhu, to jest to prawda. Nie wymienię tutaj
wszystkich ludzi, którzy się tym zajmują, gdyż nie chciałbym komuś sprawić
przykrości, pomijając go. Sam od dawna, znany byłem pod zapomnianym już teraz
pseudonimem - Thythwack. O mojej działalności napisałem w wielu miejscach i nie
zamierzam teraz tego powtarzać.
Zaparzyłem herbatę i z niecierpliwością czekałem na
komentarze Czytelników tej dużej strony, traktującej o postapokalipsie i grom z
serii Fallout.
Doczekałem się:
- Marcin Cz. To w końcu urząd stanu cywilnego i macki
czyjejś teściowej :D
- Trzynasty Schron. Tak, teściowa to duże prawdopodobieństwo,
bez owijania i wymyślania tego wszystkiego co w Mitologii Cthulhu stoi :)
- Marcin L. Lublin to takie drugie Innsmouth…
- Bartosz Z. Ani słowiański Żmij, ani lovecraftowski
Cthulu. Niestety ówczesnej młodzież prędzej skojarzy się z serialem Umbrella
Academy.
- Trzynasty Schron. Z czym???? :) Musze sprawdzić na
necie...
- Mateusz K. O żmijach nie znam, ale mogę Ci opowiedzieć coś
o czartach, bo taką legendę mamy xd.
- Trzynasty Schron. Śmiało. Posłucham :D
- Mateusz K. Dawno temu była przez pewna kobieta, uboga
wdowa. I sądziła się z pewnym magnatem. Tenże magnat przekupił sędziów i wyrok
miał być korzystny dla niego. Wtedy też podobno, wdowa miała rzucić się na
kolana i krzyczeć w kierunku krzyża takie słowa -,, Gdyby czarty mogły sądzić, byliby
bardziej sprawiedliwi ".
Jej głos był pełen bólu i tak donośny, że słychać go było w
całym trybunale. W noc po wydaniu wyroku, do trybunału przywędrowały tajemnicze
postacie. Byli oni ubrani bardzo bogato, a na głowach czarne peruki. Człowiek,
który opisywał to zajście, widział diabelskie rogi i czuł w powietrzu zapach
siarki. Wydał wtedy też wyrok na korzyść kobiety, wypalając w stole odcisk
swojej dłoni. Sam Chrystus na sali, który wisiał na krzyżu, odwrócił się, gdy
dotarło do niego że diabeł sprawiedliwszy jest od ludzi.
Krzyż ten jak i stół można znaleźć w Lublinie. Pierwszy jest
w budynku trybunału, a drugi na zamku. Co z sędziami tego haniebnego wyroku?
Podobno wychodząc z budynku trybunału, połamali sobie nogi. Więcej na ich temat
nie wiadomo.
- Trzynasty Schron. Mateusz K. #takbyło :D
- Ernest M. Lubelski Żmij
Dawno temu, na wzgórzu, na którym znajduje się Stare Miasto,
rósł gaj dębowy. Było to miejsce, w którym Słowianie oddawali cześć swoim
bogom. Jednym z nich był tajemniczy i opiekuńczy Żmij. Ci, którzy go widzieli,
opowiadali, że jest to gad z jedną parą nóg, łapami uzbrojonymi w szpony,
skrzydłami i trzema głowami osadzonymi na długich szyjach. Wymachiwał on długim
wężowatym ogonem okrytym łuskami i zakończonym jadowitym grotem. Wierzono, że
jest on władcą żmij strzegącym sprawiedliwości oraz opiekującym się wodami i
zasiewami. Niedawno, na ulicy Żmigród podczas prac budowlanych w Izbie
Drukarskiej, miało miejsce niezwykłe znalezisko. Wykopano tam tajemnicze rzeźby
głów. Miejsce, w którym to się stało, znajduje się na stoku wzgórza opadającego
w dół doliny Bystrzycy. Tereny te od zawsze nazywane były Żmigrodem, co oznacza
gród żmija. Widocznie to tutaj mieszkał Żmij, a odnalezione tajemnicze rzeźby
przedstawiają głowy tego legendarnego gada. Wizerunek Lubelskiego Żmija do dziś
zdobi najważniejsze zabytki miasta.
- Trzynasty Schron. Zgadza się! :D Super! Ale z okien to
wystaje chyba jego końcówka... "długi wężowaty ogon" :D
- Bartosz S. Nie jest umarły ten kto spoczywa
wiekami...Nawet śmierć może dostać raka wraz z urzędów uchwałami...
- Adam B. Iä! Iä! H' ah nafl'fhtagn. O vulgtmah throdog
ehye!
- Marcin M. Ja jestem z lubuskiego, ale będąc dzieckiem
każde wakacje spędzałem w wioseczce, a właściwie kolonii wioseczki pod
Lublinem. Jedno, co mogę powiedzieć, to to, że mój dziadek opowiadał mi takie
historie, że Lovecraft nie nadążałby ze spisywaniem. Innymi słowy, wiem,
dlaczego Wędrowycz jest właśnie z tamtych terenów ;)
- Mateusz Sz. A jakie szczegóły ?
- Marcin M. A to się tak nie da - od upiorów, bagnołazów,
utopców - po tajemne miejsca, strzygi, wiedźmy (niepiśmienne, mieszkające kilka
domów dalej) i dziwne zjawiska pogodowe - naprawdę sporo tego było :)
- Bartosz Ł. Wędrowycz już jedzie tematem się zająć:)
… i wiele innych.
Z przyjemnością czytam wszelakie komentarze i uwagi naszych
Czytelników, ale jak sami widzicie, nic nie wskazywało na wyjaśnienie
nurtującej mnie zagadki. Postanowiłem dowiedzieć się czegoś u źródła tej
inicjatywy, czyli osoby bądź osób, które postanowiły roztoczyć nad Kozim Grodem
macki Wielkiego Przedwiecznego.
Następnego dnia wybrałem się na Stare Miasto do Trybunału Koronnego,
jednak po rozmowach z kilkoma osobami, w oczach których widziałem niezdrowe
„kulturalne zartyścienie” (tfu!) dowiedziałem się jedynie tego, co zostało już
opisane na stronach www, w niewielkich, drukowanych broszurkach traktujących o
historii miasta i gazetach.
Nie byłem rozczarowany, że nie uzyskałem żadnych wiadomości.
Chodząc po gmachu budynku, wyczuwałem podświadomie, że dawno temu, wydarzyło
się tu coś, co nie powinno, a nad całą tą sprawą spuszczono zasłonę milczenia.
Musiała ona być zrobiona z jakiegoś czarodziejskiego materiału, bądź była to
ołowiana peleryna, bądź nawet kamienny sarkofag, gdyż standardowe zasłony jak
wiemy, często się prują i prawda, prędzej czy później, wychodzi na jaw. W tym
przypadku do niczego takiego nie doszło. Czekało mnie zatem wiele pracy.
Dzisiaj mamy 07.09.2019 roku. Po prawie trzech miesiącach
drążenia tego tematu - odwiedzania bibliotek, rozmów z ludźmi, przeszukiwania
dziwnych miejsc, odrywania klepek w podłogach, skuwania betonu i walki z kolką
nerkową - dowiecie się prawdy.
W trakcie badań, przeczytałem kilka cennych informacji o
Trybunale Koronnym, które być może Wam już umknęły z pamięci lub będą dla Was
nawet nowością. Zacznijmy krótki rys historyczny.
Trybunał Główny Koronny został ustanowiony w roku 1578
konstytucją sejmu warszawskiego. Stefan Batory odstąpił wówczas stanowi
szlacheckiemu swe monarsze uprawnienia sądownicze. Po raz pierwszy zerwano z
zasadą rex iudex supremum (Król najwyższym sędzią). Król zastrzegł sobie
jednocześnie pewną formalną kontrolę nad działalnością Trybunału. Na miejsce
sądów wyznaczono Piotrków i Lublin.
Stefan Batory
W konstytucji tej napisane było, że sędziami mogły zostać
„osoby godne, bogobojne, cnotliwe, prawa i zwyczajów sądowych umiejętne,
osiadłe” No, ale wiadomo jak to z tym jest. Przekupstwo było niemożebne i tylko
kilka osób w całej historii Trybunału, było godnych swojego stanowiska.
Odnotować też należy, że posiedzenia sądów odbywały się na
pierwszym piętrze, a wygląd sal trybunalskich znany jest nam dopiero z drugiej
połowy XVIII wieku. Kreślą go ówcześni pamiętnikarze, członkowie lubelskiej
palestry – Kajetan Koźmian i Jan Duklan Ochocki.
Chyba nie trzeba nadmieniać, że Trybunał ściągał do Lublina
wielu znakomitych ludzi ówczesnej epoki, nie tylko z racji pełnionych przez
nich funkcji, lecz także wnoszonych do sądu spraw. Odwiedziło miasto wielu
twórców, pisarzy i poetów. No, a teraz w tym mieście żyje najskromniejszy
człowiek naszych czasów – ja.
W tym roku, w 2019, mija 225 lat od ostatniej sesji sądu w
Trybunale Koronnym. Pierwsza odbyła się w 1579 roku, a ostatnia w 1794.
A co z samym budynkiem Trybunału Koronnego? Obecny gmach
zastąpił dawny, drewniany ratusz, spalony w pożarze Lublina w 1389 roku.
Później znowu Kozi Gród się palił, było to w 1575. W latach 1781–1787 dokonano
ostatniej przebudowy, zgodnie z projektem Dominika Merliniego. Gmach został
rozbudowany i niemal dwukrotnie poszerzony. I to nadal mogłoby wydawać się bez
związku z naszą sprawą, ale niespodziewanie dochodzimy do sedna.
A rubaszni Sarmaci z bielmem w oku pisali o Trybunale:
„Moc najwyższa, nieograniczona władza, wspaniałość majestatyczna była
udziałem i cechą tej wielkiej magistratury” No… Skoro Moc Najwyższa, to mamy
Przedwiecznych.
Wszystko zaczęło się około roku 1780. Informacji o tym
wydarzeniu jest niewiele, ale powinny nas wszystkich usatysfakcjonować.
Przedstawię je tutaj jako suche fakty, o których przeczytałem w różnych XVIII
wiecznych dziennikach i księgach. Obiecuję, że nie będę nic dodawać ani
ubarwiać.
Do Lublina przyjeżdża, wymazany teraz z kart historii,
prawnik Bartosz Górski z rodziną – mrukliwą żoną w zaawansowanej ciąży i
nastoletnim synem. Od tego momentu możemy zaobserwować, niewinne zrazu
zjawiska, które zaczynają się dziać w mieście. Młody Górski, którego imienia
(jak i jego matki) nigdzie nie mogłem znaleźć, według opisów, miał śniadą
karnację i szpetny był niemożebnie. Podobny był bardziej do koźlęcia niż
człowieka. W innym miejscu stoi, że bardziej przypominał kamiennego gargulca.
Co by o jego wstrętnym wyglądzie nie mówić, wszystkie lubelskie psy bały się go
i ujadały na niego z daleka. To nie było zwykłe szczekanie, a dziki wrzask,
kiedy szedł ulicami miasta lub udawał się na spacer na wzgórza, przechodząc
przez pobliskie wsie.
Ludzie również go unikali, jedynie młody ksiądz chciał go
poznać bliżej, doszukując się w wyglądzie chłopca i tego, jak reagują na niego
zwierzęta, jakichś diabelskich knowań. Po jakimś czasie ksiądz zaginął i nikt
nie umiał tego wytłumaczyć. Od tamtej pory, ludzie jeszcze bardziej bali się i
nienawidzili młodego chłopaka. Nieliczne z nim rozmowy wywoływały
oburzenie i niezrozumienie, zwłaszcza, gdy powtarzał, że mieszkańcy Koziego
Grodu usłyszą jak wraz z nienarodzoną jeszcze siostrą „wołać będą ojca po
imieniu ze wzgórza” lub wygłaszał dziwne proroctwa dla samego miasta.
Jego ojciec również wywoływał wśród ludzi różnych stanów
mało pozytywne emocje. Każdy się dziwił skąd brał niespotykane, stare monety,
którymi płacił. Zapytany, nie chciał o tym mówić. Ale obowiązki w Trybunale
wykonywał należycie, co ludzie doceniali i darzyli go szacunkiem.
W początkowym okresie, rodzina Górskich została
zakwaterowana w jednej z kamienic. Ludzie skarżyli się na dziwny smród, który
wydobywał się z ich pokoi i rajcy miejscy zdecydowali – jak sami mieli mówić –
„dla dobra przyszłej matki, przenieść ich do wolnej, acz obszernej izby na
pierwszym piętrze Trybunału Koronnego”.
Noc, kiedy żona Bartosza Górskiego rodziła, zapadła w
pamięci większości mieszkańców. Wszystko to za sprawą niewytłumaczalnych
grzmotów, które miały wydobywać się z podziemi i o wiele bardziej intensywnego
fetoru niż zazwyczaj. Rano, Górski poinformował nieliczne osoby, że dziecko ma
problemy z oczami i szczelnie zabił deskami dwa okna.
Od tego czasu chłopak Górskiego udawał się na wielogodzinne
spacery, a na wzgórzach niedaleko miasta, zaczęły pojawiać się nikłe światła,
słychać było niezrozumiałe śpiewy, a cały teren wokół nich wyraźnie drżał. O
tym ostatnim zjawisku świadczyły relacje osób mieszkających za murami miasta,
że przedmioty w ich domach same spadają z półek.
I tutaj mam informacje, które są mało sprecyzowane, a ich
sensu jedynie domyślam się, mając na uwadze moją znajomość badań nad Mitologią
Cthulhu. Ponoć Bartosz Górski wraz z synem, większą część dnia, kiedy nie mieli
rzecz jasna innych obowiązków, spędzali w bibliotekach - miejskiej i klasztoru dominikanów. Ale ich uwagi nie zajmowały dzieła prawnicze.
Jakie to były książki, możemy tylko gdybać.
Po kilku miesiącach, mieszkańcy Lublina doświadczyli nowej
sytuacji. Powiadano, że z pokoju Górskiego słychać było rytmiczne falowanie i
chlupot, jakby fale rozbijały się o plaże. Aż trudno sobie wyobrazić, jak w
takich warunkach odbywały się posiedzenia sądu. Żona Górskiego pokazywała się
poza domem jedynie w niedzielę. Widać było, że wychudła i mocno podupadła na
zdrowiu. Małego dziecka zaś, nikt nigdy nie widział. Nic nie wiadomo o jego
chrzcie.
Odnotowałem również fakt, że pod koniec 1780 roku, Górski
zamówił do swojej izby mocne, dębowe regały.
Głośny łoskot, który dobiegał z pokoju, ohydny fetor, były
niczym, w porównaniu z tym co nastąpiło na początku 1781 roku. W nocy przed
wigilią wiosennego zrównania dnia z nocą, Bartosz Górski, przy pomocy kilku
wynajętych ludzi, zamontował drewniany podest, prowadzący od ulicy do okien
pokoju, które zostały otworzone pierwszy raz od narodzin dziecka. Niewiele osób to
widziało, ale podobno rytuał ten powtarzał się w czasie kolejnych nocy. Nie
było widać czy coś wnoszono czy wynoszono przez okno, nie widziano również,
żeby ktoś na ten podest wchodził.
Noc z 20 na 21 marca zdecydowała, że nazwisko Bartosza
Górskiego i jego rodziny zostało wymazane z kart historii. Widocznie Coś miało
zostać wytaszczone z pokoju zamieszkiwanego przez tych ludzi, ale nie wszystko poszło
zgodnie z planem. Nie udało się tego przecisnąć i ściana została wręcz
rozsadzona od środka, naruszając całą konstrukcję budynku. Rano, na kamieniach
i brukowanej ulicy zauważono jednak przezroczystą i śmierdzącą maź, która
ciągnęła się aż za miasto. Rodzina Górskich zaginęła w niezbadanych
okolicznościach. Okoliczni chłopi z przejęciem opowiadali, że na wzgórzach
słychać było śpiewy, krzyki oraz powtarzające się jedno słowo w nieludzkim lub
jak niektórzy twierdzili, prawdopodobnie niemieckim języku…
Dokładnej drogi tego, czy jak teraz można się domyślać -
Czegoś, tej bezczelnej zjawy, kroczącej po osiemnastowiecznym Lublinie, nie
udało mi się niestety odtworzyć.
Ale właśnie ten fakt, a nie żaden pożar czy też inna
sytuacja, zdecydował, że w latach 1781–1787 dokonano przebudowy Trybunału
Koronnego.
Ta historia może odbiegać delikatnie od prawdziwych
wydarzeń, ale jedno jest pewne. Tam Coś było! Odkruszyłem kawałek betonu w
byłym pokoju zajmowanym przez rodzinę Górskich, nawierciłem otwory i dostałem
się do spodnich warstw ówczesnego tynku, a próbki oddałem do analizy znanemu
archeologowi. Po ich przebadaniu stwierdził, że nie jest to żaden znany mu
materiał używany do budowy w tamtych czasach, a przypomina raczej strukturę
organiczną, chociaż i ona jest dla niego zagadką.
I jest jeszcze jedna sprawa. Ktoś doskonale zdawał sobie
sprawę z wydarzeń rozgrywających się na przełomie 1780 i 1781 roku,
pomimo wymazania ich z kart historii miasta i umyślnie postanowił umieścić
macki w Trybunale Koronnym. Muszę mieć się na baczności… Nie wiem z jakimi
siłami przyjdzie mi się mierzyć po opublikowaniu tego tekstu.
Zdjęcie wykonał Michał Borysiewicz
Inne przypadki - https://www.designsinair.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz