Największym
kłamstwem naszych czasów jest to, że wiedźmińska szkoła cechu Wilka – Kaer
Morhen została zniszczona w ataku fanatyków. W jej wyniku mieli zginąć wszyscy
wiedźmini – starzy i młodzi, a receptury na magiczne eliksiry zaginąć bezpowrotnie.
Otóż szkoła nie została nigdy napadnięta, a ja jestem jednym z młodszych
wiedźminów, który dopiero kilka lat temu ruszył na szlak.
Cieszyłbym się z
tego faktu całym sercem, bo to bardzo ciekawa praca, dająca wiele przyjemności,
kiedy rzecz jasna zachowuje się należytą uwagę, gdybym nie musiał ślęczeć nad
dokumentacją
i raportami z moich polowań na potwory.
i raportami z moich polowań na potwory.
Dla człowieka,
który w ręku ma fach do machania mieczem, a nie piórem, jest to uciążliwe i męczące zajęcie. Nie zgadzam się z opinią Vesemira, który stale, powtarza, że dokumenty te mają ogromną wartość edukacyjną. I w tej kwestii nie jestem
odosobniony. Więcej informacji, popartych żywą gestykulacją i odpowiednim
barwnym słownictwem przekazują sobie wiedźmini, opowiadający swoje historie
kiedy tylko pojawi się ogień, mięsiwo i gorzałka. Czytanie wymęczonych raportów
jest nużące i nijak się ma do stylistyki ze starych ksiąg w naszej bibliotece,
chociażby takiej jak niesławne „Monstrum,
albo wiedźmina opisanie”, w której stoi między innymi: „Zaprawdę, nie masz nic wstrętniejszego ponad
monstra owe, naturze przeciwne, wiedźminami zwane, bo są to płody plugawego
czarostwa i diabelstwa.”, albo „Zwodzą
naiwnych, że niby ludzi bronią, że niby gwoli ich bezpieczności potwory
zabijają, ale to też, dawno dowiedziono, że ku własnej to czynią uciesze, bo
mord to dla nich przedni dywertyment.” I choć obraźliwe są to słowa dla
nas, a wielu ludzi w nie wierzy, to i tak lepiej się to czyta niż niejedną
„notatkę służbową”. Wiele podobnych fragmentów z ksiąg znam na pamięć, ktoś winien
pomyśleć zatem, że i ja takim słownictwem operuję, ale nie jest to mówiąc
szczerze prawda.
Siedzę teraz na
tarasie jednej z najwyższych wież naszego Siedliszcza. Wpatruję się na ptaki, spokojnie
szybujące ponad widocznymi na horyzoncie, srebrzystymi siwymi górami. Niebo
jest bezchmurne, chociaż za kilka dni początek zimy. Pomiędzy popielatymi
wzgórzami bliższych pagórków obrośniętych lasem, wije się jedyna ścieżka
prowadząca do naszej warowni. Prawie wszyscy już są. Powrócili na zimę. Oprócz
jednego. Niedługo powinien się ukazać moim oczom. Tak myślę. Zawsze przyjeżdża
jako ostatni. I nie musi nic pisać! Ale zanim się pojawi, mam nadzieję skończyć
część raportów.
Raport Numer I
Zleceniodawca: Velerad
Miasto: Wyzima
Użyte miecze i inne bronie: Miecz srebrny
Użyte znaki: Ard
Eliksiry, oleje, petardy: Olej
przeciw Ornitoreptylom
Cel: Kuroliszek
Opis:
Na kuroliszka, zwanego skoffinem zasadziłem
się nocą w krzaku, przed jego podziemnym legowiskiem na wschód od miasta. Wzięłem
Wziąłem wyciągnąłem miecz srebrny wiedźmiński i...
A zaraza! O masz!
Nie dość, że jak zaczynam pisać to mi nie wychodzi, to i nawet powiedzenia mam
mojego starszego… kolegi!
Miecz pokryłem olejem przeciw Ornilekptylom
Ornitoreptylom. Kiedy kuroliszka wyszła przed grotę, uderzyłem w go znakiem Ard
i powaliłem go obaliłem go na ziemi. Podbiegłem na długość uderzenia
miecza Zbliżyłem się do celu, bacząc na zagrożenie i żem dokonał
dekapitacji ciąłem dwa razy precyzyjnie w grdykę, aby nie naruszyć skóry,
za którą miałem obiecaną dodatkową zapłatę. Obciąłem Oporządziłem ciało
kuro liszka uzyskawszy dobrej jakości trofea. Zwłoki zarzuciłem na konia, a za
swoją pracę od zleceniodawcy otrzymałem 100 orenów temerskich.
No i to powinno
wystarczyć. Teraz zacznę opisywać polowanie na Fledera. To będzie dopiero
trudne. Oprócz tego jak wykonało się swoją pracę, trzeba będzie napisać gdzie i
w jakim stanie pozostawiło się truchło. Ale to musi zaczekać, bo oto
niespodziewanie jedzie… moje słoneczko lipcowe.
Jedzie wolniutko,
spokojnie, bez zmartwień. Jedzie tak, bo wie, że już go wyczekują,
niecierpliwią się żądni jego opowieści. Taki to ma dobre życie. Przyjeżdża
ostatni i ma już przygotowane wszystkie raporty. Poetycko oprawione spisuje za
Wiedźmina jego kompan. Weszli we dwóch we spółkę. Jaskier – bo tak wołają na
tego towarzysza, jeździ z lub jak mawiają za wiedźminem po całym świecie. Poeta
wykorzystuje swojego hardego kolegę do spisywania ballad i podrywania
dziewczynek, które zaciekawione dziwolągiem ciągną i do niego. Później te
ballady trafiają do raportów. Vesemir, jak zwykle zauroczony Geraltem pozwolił
je opublikować, a księgi te, wyobraźcie sobie nazywają się „Ostatnie życzenie” oraz „Miecz przeznaczenia” Cóż za tytuły!
Nie ma co
ukrywać, wszyscy tutaj to czytamy, a młodzi wiedźmini, którzy dopiero
uświadomili sobie co to znaczy być „dzieckiem niespodzianką”, najżywiej reagują
na te historie.
W sumie jeżeli chodzi o Geralta, to lepiej go czytać niż słuchać jak opowiada. Prawda, riposty ma cięte, ale nie potrafi przekazać i podkolorować historii, które ma spisane.
W sumie jeżeli chodzi o Geralta, to lepiej go czytać niż słuchać jak opowiada. Prawda, riposty ma cięte, ale nie potrafi przekazać i podkolorować historii, które ma spisane.
Rozbawiły mnie
szczegóły opisu walki z morską istotą w „Trochę
poświęcenia”. Takich rzeczy w raportach się nie pisze, ale sami przeczytajcie: „Wiedźmin ujął miecz oburącz – prawą dłonią tuż pod jelcem, lewą za
głowicę, uniósł broń do góry i nieco w bok, powyżej prawego ramienia.” Ale
oczami wyobraźni czytelnik już widzi to napięcie przed walką. Sama walka i
kręcenie mieczami pomiędzy falami oraz przeskakiwanie z nogi na nogę też wyszło
brylantowo. Albo opis walki
z wijem w „Mieczu przeznaczenia” – „Geralt dwoma susami wpadł na polanę, w biegu wyszarpując miecz z pochwy na plecach, z rozpędu, biodrem, uderzył skamieniałą pod drzewem istotkę, odrzucając ją w bok, w krzaki jeżyn. Skolopendromorf zaszeleścił w trawie, zadrobił odnóżami i rzucił się na niego” Zadrobił nóżkami – a to dobre!
z wijem w „Mieczu przeznaczenia” – „Geralt dwoma susami wpadł na polanę, w biegu wyszarpując miecz z pochwy na plecach, z rozpędu, biodrem, uderzył skamieniałą pod drzewem istotkę, odrzucając ją w bok, w krzaki jeżyn. Skolopendromorf zaszeleścił w trawie, zadrobił odnóżami i rzucił się na niego” Zadrobił nóżkami – a to dobre!
Bardzo lubię
opisy przedstawiające samego Gerlata. Ten z „Granicy możliwości” jest świetny:
„Z dziury w rumowisku rozległ się grzechot kamieni, chrobot, po czym z ciemności wynurzyły się dłonie wczepione w poszczerbiony skraj muru. Za dłońmi pojawiły się kolejno — głowa o białych, przyprószonych ceglanym miałem włosach, blada twarz, rękojeść miecza, wystająca znad ramienia. Tłum zaszemrał. Białowłosy, garbiąc się, wytaszczył z dziury dziwaczny kształt, cudaczne cielsko, utytłane w pyle przesiąkniętym krwią. Dzierżąc stwora za długi, jaszczurczy ogon, rzucił go bez słowa pod nogi grubego wójta” Nie mówicie nikomu, ale są wśród nas wiedźmini, którzy będąc na szlaku farbują sobie włosy na biało, żeby upodobnić się do swojego idola. Poważnie! Sam przyuważyłem kolegę w pewnej karczmie, w której zatrzymałem się na popas. O mało co nie ujawniłem się, kiedy na jego widok wybuchnąłem śmiechem. Uciekałem do wygódki tłumacząc się rozstrojem żołądka. Dobre jest też zakończenie powyższej sceny: „— Jak zwykle — powiedział, wyjmując trzos z rozdygotanych rąk wójta. - Nadstawiam dla was karku za marny pieniądz, a wy tymczasem dobieracie się do moich rzeczy. Nigdy się, zaraza z wami, nie zmienicie.” Albo to, kiedy Geralt użala się nad sobą, co ma uświadomić czytelnikom, że mutant bywa bardziej ludzki niż niejeden człowiek: „Jadę z nimi, bo jestem bezwolny golem. Bo jestem wiecheć pakuł gnany wiatrem wzdłuż gościńca.” Aż się wzruszyć można.
„Z dziury w rumowisku rozległ się grzechot kamieni, chrobot, po czym z ciemności wynurzyły się dłonie wczepione w poszczerbiony skraj muru. Za dłońmi pojawiły się kolejno — głowa o białych, przyprószonych ceglanym miałem włosach, blada twarz, rękojeść miecza, wystająca znad ramienia. Tłum zaszemrał. Białowłosy, garbiąc się, wytaszczył z dziury dziwaczny kształt, cudaczne cielsko, utytłane w pyle przesiąkniętym krwią. Dzierżąc stwora za długi, jaszczurczy ogon, rzucił go bez słowa pod nogi grubego wójta” Nie mówicie nikomu, ale są wśród nas wiedźmini, którzy będąc na szlaku farbują sobie włosy na biało, żeby upodobnić się do swojego idola. Poważnie! Sam przyuważyłem kolegę w pewnej karczmie, w której zatrzymałem się na popas. O mało co nie ujawniłem się, kiedy na jego widok wybuchnąłem śmiechem. Uciekałem do wygódki tłumacząc się rozstrojem żołądka. Dobre jest też zakończenie powyższej sceny: „— Jak zwykle — powiedział, wyjmując trzos z rozdygotanych rąk wójta. - Nadstawiam dla was karku za marny pieniądz, a wy tymczasem dobieracie się do moich rzeczy. Nigdy się, zaraza z wami, nie zmienicie.” Albo to, kiedy Geralt użala się nad sobą, co ma uświadomić czytelnikom, że mutant bywa bardziej ludzki niż niejeden człowiek: „Jadę z nimi, bo jestem bezwolny golem. Bo jestem wiecheć pakuł gnany wiatrem wzdłuż gościńca.” Aż się wzruszyć można.
W innym miejscu
też jest ciekawie. Kiedy to niby spotkał Visenne – swoją matkę, która mu
odradzała branie halucynogenów. Bo „halucynacje
nie leczą. Niczego! Zupełnie zgadzam się
z matką Geralta.
z matką Geralta.
A jak pokrętnie
opisał polowanie na złotego smoka. Co by nie powiedzieć, udał mu się ten wpis.
Pewnie przejdzie on dla klasyki: „Tam,
przed nami, siedzi złoty smok. Żywa legenda, być może ostatnie i jedyne w swoim
rodzaju stworzenie, jakie ocalało przed waszym morderczym szałem. Nie zabija
się legendy.” Wzbudza to odpowiednie emocje, radość z obcowania z
tajemniczym pięknem, ogromny żal, kiedy rozwieje się mgła bajkowego mitu. A tak
na poważnie ma to zamaskować po porostu strach przed walką ze smokiem i
porażką. Ale takiej gadziny to i ja bym nie ruszył. Chyba, że jakimś fortelem
bym ją załatwił.
Co ciekawe, bo
nie wspomniałem o tym, co jakiś czas, a może sprawiedliwiej powiedzieć co drugą
stronę czytamy o romansach i podbojach miłosnych naszego bohatera. Zwłaszcza o
perypetiach, które przeżywa bidulka ze swoją miłością życia. Ta jego
dziewczyna, Yennefer, pachnąca agrestem i bzem. Jestem pewien, że słusznie mniemam, że wielu moich towarzyszy miałoby
ochotę ją polizać i powąchać. Też mam dziewczynę, a jakże i piołunem nie
śmierdzi. Pachnie truskawkami i różami. I chociaż nie magiczka, to też nie
prostaczka.
Wiedźmin Geralt
wespół z Jaskrem pokusili się nawet na moralizatorstwo, kiedy dochodziły nas
słuchy, że jesteśmy czasami leniwi. Powiem szczerze, te kilka słów z „Granicy wytrzymałości” bardzo pomogło
moim braciom wiedźminom: „Słyszałem, że
ostatnio trudno dogadać się z wami, wiedźminami. Rzecz w tym, że co się
wiedźminowi wskaże potwora do zabicia, wiedźmin, zamiast brać miecz i rąbać,
zaczyna medytować, czy to się aby godzi, czy to nie wykracza poza granice
możliwości, czy nie jest sprzeczne z kodeksem i czy potwór to aby faktycznie
potwór, jakby tego nie było widać na pierwszy rzut oka. Widzi mi się, że
zaczęło się wam po prostu za dobrze powodzić.
Za moich czasów wiedźmini nie śmierdzieli groszem, a wyłącznie onucami. Nie rozprawiali, rąbali, co się im wskazało, za jedno im było, czy to wilkołak, czy smok, czy poborca podatków. Liczyło się, czy dobrze cięty.”
Za moich czasów wiedźmini nie śmierdzieli groszem, a wyłącznie onucami. Nie rozprawiali, rąbali, co się im wskazało, za jedno im było, czy to wilkołak, czy smok, czy poborca podatków. Liczyło się, czy dobrze cięty.”
A walka z Zeuglem
na początku „Okruchu lodu” To trzeba
przeczytać. Zwinne i przemyślane ruchy Wiedźmina do dzisiaj śnią się młodym
wilczkom. Fragment jest za długi żebym cytował, ale znam to na pamięć. „Korpus sunął ku niemu, orząc w śmietnisku
niby wleczona beczka” Widać w tym nieskończoną fantazję Jaskra.
No sami widzicie,
gdzie mi tam do takich barwnych opisów starszego kolegi. Ledwo potrafię dwa
zdania ze sobą sklecić. Dlatego nie biorę się do „pisania książek”. Chciałem co
prawda kiedyś mieć takie zdolności pisarskie. Radziłem się nawet w tym
względzie pewnego maga, ale odpowiedział mi, że „są rzeczy, których nie sposób zdobyć nawet magią.” Szkoda, bo i ja
miewam ciekawe przygody. Ale rozumiem.
Podobno Geralt i
Jaskier pracują teraz nad pięcioksięgiem. Żeby oddać sprawiedliwość, ten
rubaszny Jaskier jest całkiem sympatyczną personą i nic to, że kurwiarz.
Nielichym milczeniem zbył oskarżenia trubadura z Nilfgaardu, który nazwał go
skurwysynem, w sprawie rozpowszechniania swoich dzieł. Miał tupet ten grafoman,
co to na obrazach przedstawiany jest na eleganta, a w rzeczywistości wygląda
niczym sprośne ciele. Z tego co mi wiadomo, to pisze on ballady o ludziach co
pod ziemią mieszkają, chociaż zachowują się jakby przebywali na powierzchni. No
ale, Nilfgaard to inny stan świadomości i nie zmienia faktu nic, że psi grajek
nie lubi Emhyra var Emreisa. Takich
dziwnych sytuacji jest więcej. Mianowicie kilka zim wstecz, spotkałem w pewnym
mieście felczerkę, starą, zasuszoną pijaczkę, co udawała, że wszystkie rozumy
pozjadała. Zamiast leczyć, obgadywała zza płotu ludzi i popluwała jadem na ich życiowe
decyzje.
Także pewna
kobieta, która od lat mieniła się „doktorką dusz” wprowadzała jedynie ferment i
skłócała ludzi. Ot taki paradoks. Widziałem ją bardziej jako osobę, która
pasowałyby do pielenia grządek i kopania w ziemi, czego nie omieszkałem jej
powiedzieć. I nawet osiągnęła w tym względzie sukcesy, hoduje obecnie dorodną
kapustę. Dosyć o tym, bo wprowadzam do swojej opowieści mało interesujące
treści niczym wywody Jaskra o ochronie środowiska.
Może lepiej
zrobię wracając do tworzenia raportów. Spiszę jeszcze ze dwa i pójdę podziwiać
Białowłosą Gwiazdę.
Raport Numer II
Zleceniodawca: Cyrus Engelkind
Hemmelfart
Miasto: Bagna blisko miasta Novigrad
Użyte miecze i inne bronie: Miecz
srebrny
Użyte znaki: Ard
Eliksiry, oleje, petardy: Olej przeciwko
Wampirom, petarda Samum
Cel: Fleder
Opis:
Wyciągnąłem broń
– miecz srebrny prawą ręką, a lewą unosząc go przed siebie, że czubek
miecza miałem blisko na wysokości oczu. Wysmarowałem narzędzie
dokładnie. Nałożyłem olej przeciwko wampirom i zerknąłem gdzie jest Fleder.
Dom był opuszczony, ale coś w nim, ale przez okna widziałem zielonkawą
poświatę. Przez uchylone okno wrzuciłem petardę Samum i wpadłem do środka, ale
pośliznąłem się na martwych zwłokach mężczyzny.
Dupa! Nie piszę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz