sobota, 7 września 2019

Koszmar w Lublinie




O tym, że z okien lubelskiego Trybunału Koronnego wystają tajemnicze macki, powiadomił mnie Mój Przyjaciel Yaho, wysyłając zdjęcie artykułu na Dzieje się w Lublinie. Uśmiechnąłem się szczerze, ale po chwili zasępiłem, złapałem za brodę i pomyślałem – Czy jest coś, co mogłem pominąć w moich badaniach związanych z Mitologią Cthulhu i legendami z okolic Lublina?  Wszak wydawało mi się, że temat nie jest mi obcy, ale mając na uwadze zdanie: "Trzeba rozszerzać swoje horyzonty na tematy wszelakie! Poznawać opinie i zdania innych ludzi. Należy wypracowywać na sam koniec własne osądy! A już wypracowane i tak poddawać testom", musiałem się temu przyjrzeć z bliska.

Ta tajemnicza sprawa, której symbolem są wystające macki z ważnego historycznie dla Lublina budynku, skrywająca się pewnie pod płaszczykiem jakiegoś mało znaczącego wydarzenia, mogła stanowić zaproszenie do głębszych poszukiwań i odkrycia prawdy.

W kilka dni później wybrałem się do Koziego Grodu, w którym odbywał się Festiwal Legend Lubelskich i zrobiłem zdjęcie Trybunałowi Koronnemu (macki stanowiły część atrakcji), posłuchałem chwilę spektaklu pt „O czarciej łapie” przygotowanego przez artystów z grupy Poławiacze Pereł Improv Teatr, ale, że kiepsko to wszystko było nagłośnione i nie słychać było dialogów, szybko odwróciłem się na pięcie. Co myślę o takich artystach, możecie przeczytać w artykule O ludziach 14: Artysta Gamoń.

Wróciwszy do domu, siadłem ciężko w fotelu by zebrać myśli. Ale zaraz włączyłem komputer i napisałem na Trzynastym Schronie niewinną notatkę, zawierającą wszystkie ogólnodostępne i znane mi informacje o tym wydarzeniu, które znalazłem w Internecie.

„Czy mamy na pokładzie kogoś z Koziego Grodu, kto raczy mi odpowiedzieć, czy jest jakaś lubelska legenda o Cthulhu? Śmiało, znajdzie się ktoś taki? Ja wiem, że lubelskie legendy, zwłaszcza nocą, chodzą po Starym Mieście, ale macki?

Spróbujmy wyjaśnić...

Cytuję Dziennik Wschodni:
Zielone macki potwora wystają od środy z okien staromiejskiego Trybunału Koronnego. To jedna z atrakcji zbliżającego się Festiwalu Legend Lubelskich.

– To impreza przede wszystkim dla rodzin z dziećmi – zapowiada Agata Patoleta z Urzędu Miasta. Na spektakle, spacery z przewodnikami, gry miejskie oraz zajęcia warsztatowe dla dzieci można się wybrać na Stare Miasto, Błonia i na dziedziniec Zamku, chociaż nie tylko tam.

Lubelski Żmij będzie też bohaterem piątkowych warsztatów dla dzieci, na które zaprasza Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze (Rynek 8). Najmłodsi będą mogli wysłuchać legendy o potworze, a potem wybrać się na Żmigród, by poszukać jego podobizn.

A teraz cytuję teatrnn.pl:
Zdaniem Elżbiety Kowalczyk funkcjonowanie nazwy Żmigród na terenie Polski wynikało z utożsamiania ludów koczowniczych ze smokiem-żmijem.

Według językoznawców – przykładem Witold Taszycki, później Tadeusz Skulina – nazwa Żmigród oznacza „dzwoniący gród, czyli gród, w którym na wypadek zagrożenia przez nieprzyjaciela dzwoniono na jego mieszkańców oraz na mieszkańców podgrodzia, iżby się chronili za umocnienia”

No to nie ma jednak w tym Cthulhu. Ale! W Lublinie od zawsze było silne natężenie Znawców Mitologii Cthulhu.

Tego dowiedziałeś się na Trzynastym Schronie!  ;)

^(;,;)^ Stary Wujek”

Jak sami zauważyliście, notatka była utrzymana raczej w luźnym tonie. Jeżeli chodzi o jedno z ostatnich zdań, że w Lublinie jest silne natężenie Znawców Mitologii Cthulhu, to jest to prawda. Nie wymienię tutaj wszystkich ludzi, którzy się tym zajmują, gdyż nie chciałbym komuś sprawić przykrości, pomijając go. Sam od dawna, znany byłem pod zapomnianym już teraz pseudonimem - Thythwack. O mojej działalności napisałem w wielu miejscach i nie zamierzam teraz tego powtarzać.

Zaparzyłem herbatę i z niecierpliwością czekałem na komentarze Czytelników tej dużej strony, traktującej o postapokalipsie i grom z serii Fallout.

Doczekałem się:
- Marcin Cz. To w końcu urząd stanu cywilnego i macki czyjejś teściowej :D
- Trzynasty Schron. Tak, teściowa to duże prawdopodobieństwo, bez owijania i wymyślania tego wszystkiego co w Mitologii Cthulhu stoi :)


- Marcin L. Lublin to takie drugie Innsmouth…


- Bartosz Z.  Ani słowiański Żmij, ani lovecraftowski Cthulu. Niestety ówczesnej młodzież prędzej skojarzy się z serialem Umbrella Academy.
- Trzynasty Schron. Z czym???? :) Musze sprawdzić na necie...


- Mateusz K. O żmijach nie znam, ale mogę Ci opowiedzieć coś o czartach, bo taką legendę mamy xd.
- Trzynasty Schron. Śmiało. Posłucham :D
- Mateusz K. Dawno temu była przez pewna kobieta, uboga wdowa. I sądziła się z pewnym magnatem. Tenże magnat przekupił sędziów i wyrok miał być korzystny dla niego. Wtedy też podobno, wdowa miała rzucić się na kolana i krzyczeć w kierunku krzyża takie słowa -,, Gdyby czarty mogły sądzić, byliby bardziej sprawiedliwi ".

Jej głos był pełen bólu i tak donośny, że słychać go było w całym trybunale. W noc po wydaniu wyroku, do trybunału przywędrowały tajemnicze postacie. Byli oni ubrani bardzo bogato, a na głowach czarne peruki. Człowiek, który opisywał to zajście, widział diabelskie rogi i czuł w powietrzu zapach siarki. Wydał wtedy też wyrok na korzyść kobiety, wypalając w stole odcisk swojej dłoni. Sam Chrystus na sali, który wisiał na krzyżu, odwrócił się, gdy dotarło do niego że diabeł sprawiedliwszy jest od ludzi.

Krzyż ten jak i stół można znaleźć w Lublinie. Pierwszy jest w budynku trybunału, a drugi na zamku. Co z sędziami tego haniebnego wyroku? Podobno wychodząc z budynku trybunału, połamali sobie nogi. Więcej na ich temat nie wiadomo.

- Trzynasty Schron. Mateusz K. #takbyło :D


- Ernest M. Lubelski Żmij
Dawno temu, na wzgórzu, na którym znajduje się Stare Miasto, rósł gaj dębowy. Było to miejsce, w którym Słowianie oddawali cześć swoim bogom. Jednym z nich był tajemniczy i opiekuńczy Żmij. Ci, którzy go widzieli, opowiadali, że jest to gad z jedną parą nóg, łapami uzbrojonymi w szpony, skrzydłami i trzema głowami osadzonymi na długich szyjach. Wymachiwał on długim wężowatym ogonem okrytym łuskami i zakończonym jadowitym grotem. Wierzono, że jest on władcą żmij strzegącym sprawiedliwości oraz opiekującym się wodami i zasiewami. Niedawno, na ulicy Żmigród podczas prac budowlanych w Izbie Drukarskiej, miało miejsce niezwykłe znalezisko. Wykopano tam tajemnicze rzeźby głów. Miejsce, w którym to się stało, znajduje się na stoku wzgórza opadającego w dół doliny Bystrzycy. Tereny te od zawsze nazywane były Żmigrodem, co oznacza gród żmija. Widocznie to tutaj mieszkał Żmij, a odnalezione tajemnicze rzeźby przedstawiają głowy tego legendarnego gada. Wizerunek Lubelskiego Żmija do dziś zdobi najważniejsze zabytki miasta.

- Trzynasty Schron. Zgadza się! :D Super! Ale z okien to wystaje chyba jego końcówka... "długi wężowaty ogon" :D


- Bartosz S. Nie jest umarły ten kto spoczywa wiekami...Nawet śmierć może dostać raka wraz z urzędów uchwałami...


- Adam B. Iä! Iä! H' ah nafl'fhtagn. O vulgtmah throdog ehye!


- Marcin M. Ja jestem z lubuskiego, ale będąc dzieckiem każde wakacje spędzałem w wioseczce, a właściwie kolonii wioseczki pod Lublinem. Jedno, co mogę powiedzieć, to to, że mój dziadek opowiadał mi takie historie, że Lovecraft nie nadążałby ze spisywaniem. Innymi słowy, wiem, dlaczego Wędrowycz jest właśnie z tamtych terenów ;)
- Mateusz Sz.  A jakie szczegóły ?
- Marcin M. A to się tak nie da - od upiorów, bagnołazów, utopców - po tajemne miejsca, strzygi, wiedźmy (niepiśmienne, mieszkające kilka domów dalej) i dziwne zjawiska pogodowe - naprawdę sporo tego było :)


- Bartosz Ł. Wędrowycz już jedzie tematem się zająć:)

… i wiele innych.


Z przyjemnością czytam wszelakie komentarze i uwagi naszych Czytelników, ale jak sami widzicie, nic nie wskazywało na wyjaśnienie nurtującej mnie zagadki. Postanowiłem dowiedzieć się czegoś u źródła tej inicjatywy, czyli osoby bądź osób, które postanowiły roztoczyć nad Kozim Grodem macki Wielkiego Przedwiecznego.

Następnego dnia wybrałem się na Stare Miasto do Trybunału Koronnego, jednak po rozmowach z kilkoma osobami, w oczach których widziałem niezdrowe „kulturalne zartyścienie” (tfu!) dowiedziałem się jedynie tego, co zostało już opisane na stronach www, w niewielkich, drukowanych broszurkach traktujących o historii miasta i gazetach.

Nie byłem rozczarowany, że nie uzyskałem żadnych wiadomości. Chodząc po gmachu budynku, wyczuwałem podświadomie, że dawno temu, wydarzyło się tu coś, co nie powinno, a nad całą tą sprawą spuszczono zasłonę milczenia. Musiała ona być zrobiona z jakiegoś czarodziejskiego materiału, bądź była to ołowiana peleryna, bądź nawet kamienny sarkofag, gdyż standardowe zasłony jak wiemy, często się prują i prawda, prędzej czy później, wychodzi na jaw. W tym przypadku do niczego takiego nie doszło. Czekało mnie zatem wiele pracy.


Dzisiaj mamy 07.09.2019 roku. Po prawie trzech miesiącach drążenia tego tematu - odwiedzania bibliotek, rozmów z ludźmi, przeszukiwania dziwnych miejsc, odrywania klepek w podłogach, skuwania betonu i walki z kolką nerkową - dowiecie się prawdy.

W trakcie badań, przeczytałem kilka cennych informacji o Trybunale Koronnym, które być może Wam już umknęły z pamięci lub będą dla Was nawet nowością. Zacznijmy krótki rys historyczny.

Trybunał Główny Koronny został ustanowiony w roku 1578 konstytucją sejmu warszawskiego. Stefan Batory odstąpił wówczas stanowi szlacheckiemu swe monarsze uprawnienia sądownicze. Po raz pierwszy zerwano z zasadą rex iudex supremum (Król najwyższym sędzią). Król zastrzegł sobie jednocześnie pewną formalną kontrolę nad działalnością Trybunału. Na miejsce sądów wyznaczono Piotrków i Lublin.

Stefan Batory

W konstytucji tej napisane było, że sędziami mogły zostać „osoby godne, bogobojne, cnotliwe, prawa i zwyczajów sądowych umiejętne, osiadłe” No, ale wiadomo jak to z tym jest. Przekupstwo było niemożebne i tylko kilka osób w całej historii Trybunału, było godnych swojego stanowiska.

Odnotować też należy, że posiedzenia sądów odbywały się na pierwszym piętrze, a wygląd sal trybunalskich znany jest nam dopiero z drugiej połowy XVIII wieku. Kreślą go ówcześni pamiętnikarze, członkowie lubelskiej palestry – Kajetan Koźmian i Jan Duklan Ochocki.

Chyba nie trzeba nadmieniać, że Trybunał ściągał do Lublina wielu znakomitych ludzi ówczesnej epoki, nie tylko z racji pełnionych przez nich funkcji, lecz także wnoszonych do sądu spraw. Odwiedziło miasto wielu twórców, pisarzy i poetów. No, a teraz w tym mieście żyje najskromniejszy człowiek naszych czasów – ja.  

W tym roku, w 2019, mija 225 lat od ostatniej sesji sądu w Trybunale Koronnym.  Pierwsza odbyła się w 1579 roku, a ostatnia w 1794.

A co z samym budynkiem Trybunału Koronnego? Obecny gmach zastąpił dawny, drewniany ratusz, spalony w pożarze Lublina w 1389 roku. Później znowu Kozi Gród się palił, było to w 1575. W latach 1781–1787 dokonano ostatniej przebudowy, zgodnie z projektem Dominika Merliniego. Gmach został rozbudowany i niemal dwukrotnie poszerzony. I to nadal mogłoby wydawać się bez związku z naszą sprawą, ale niespodziewanie dochodzimy do sedna.

A rubaszni Sarmaci z bielmem w oku pisali o Trybunale:  „Moc najwyższa, nieograniczona władza, wspaniałość majestatyczna była udziałem i cechą tej wielkiej magistratury” No… Skoro Moc Najwyższa, to mamy Przedwiecznych.

Wszystko zaczęło się około roku 1780. Informacji o tym wydarzeniu jest niewiele, ale powinny nas wszystkich usatysfakcjonować. Przedstawię je tutaj jako suche fakty, o których przeczytałem w różnych XVIII wiecznych dziennikach i księgach. Obiecuję, że nie będę nic dodawać ani ubarwiać.

Do Lublina przyjeżdża, wymazany teraz z kart historii, prawnik Bartosz Górski z rodziną – mrukliwą żoną w zaawansowanej ciąży i nastoletnim synem. Od tego momentu możemy zaobserwować, niewinne zrazu zjawiska, które zaczynają się dziać w mieście. Młody Górski, którego imienia (jak i jego matki) nigdzie nie mogłem znaleźć, według opisów, miał śniadą karnację i szpetny był niemożebnie. Podobny był bardziej do koźlęcia niż człowieka. W innym miejscu stoi, że bardziej przypominał kamiennego gargulca. Co by o jego wstrętnym wyglądzie nie mówić, wszystkie lubelskie psy bały się go i ujadały na niego z daleka. To nie było zwykłe szczekanie, a dziki wrzask, kiedy szedł ulicami miasta lub udawał się na spacer na wzgórza, przechodząc przez pobliskie wsie.

Ludzie również go unikali, jedynie młody ksiądz chciał go poznać bliżej, doszukując się w wyglądzie chłopca i tego, jak reagują na niego zwierzęta, jakichś diabelskich knowań. Po jakimś czasie ksiądz zaginął i nikt nie umiał tego wytłumaczyć. Od tamtej pory, ludzie jeszcze bardziej bali się i nienawidzili młodego chłopaka. Nieliczne z nim rozmowy  wywoływały oburzenie i niezrozumienie, zwłaszcza, gdy powtarzał, że mieszkańcy Koziego Grodu usłyszą jak wraz z nienarodzoną jeszcze siostrą „wołać będą ojca po imieniu ze wzgórza” lub wygłaszał dziwne proroctwa dla samego miasta.
Jego ojciec również wywoływał wśród ludzi różnych stanów mało pozytywne emocje. Każdy się dziwił skąd brał niespotykane, stare monety, którymi płacił. Zapytany, nie chciał o tym mówić. Ale obowiązki w Trybunale wykonywał należycie, co ludzie doceniali i darzyli go szacunkiem.

W początkowym okresie, rodzina Górskich została zakwaterowana w jednej z kamienic. Ludzie skarżyli się na dziwny smród, który wydobywał się z ich pokoi i rajcy miejscy zdecydowali – jak sami mieli mówić – „dla dobra przyszłej matki, przenieść ich do wolnej, acz obszernej izby na pierwszym piętrze Trybunału Koronnego”.

Noc, kiedy żona Bartosza Górskiego rodziła, zapadła w pamięci większości mieszkańców. Wszystko to za sprawą niewytłumaczalnych grzmotów, które miały wydobywać się z podziemi i o wiele bardziej intensywnego fetoru niż zazwyczaj. Rano, Górski poinformował nieliczne osoby, że dziecko ma problemy z oczami i szczelnie zabił deskami dwa okna.

Od tego czasu chłopak Górskiego udawał się na wielogodzinne spacery, a na wzgórzach niedaleko miasta, zaczęły pojawiać się nikłe światła, słychać było niezrozumiałe śpiewy, a cały teren wokół nich wyraźnie drżał. O tym ostatnim zjawisku świadczyły relacje osób mieszkających za murami miasta, że przedmioty w ich domach same spadają z półek.

I tutaj mam informacje, które są mało sprecyzowane, a ich sensu jedynie domyślam się, mając na uwadze moją znajomość badań nad Mitologią Cthulhu. Ponoć Bartosz Górski wraz z synem, większą część dnia, kiedy nie mieli rzecz jasna innych obowiązków, spędzali w bibliotekach - miejskiej i klasztoru dominikanów. Ale ich uwagi nie zajmowały dzieła prawnicze. Jakie to były książki, możemy tylko gdybać.

Po kilku miesiącach, mieszkańcy Lublina doświadczyli nowej sytuacji. Powiadano, że z pokoju Górskiego słychać było rytmiczne falowanie i chlupot, jakby fale rozbijały się o plaże. Aż trudno sobie wyobrazić, jak w takich warunkach odbywały się posiedzenia sądu. Żona Górskiego pokazywała się poza domem jedynie w niedzielę. Widać było, że wychudła i mocno podupadła na zdrowiu. Małego dziecka zaś, nikt nigdy nie widział. Nic nie wiadomo o jego chrzcie.                                                

Odnotowałem również fakt, że pod koniec 1780 roku, Górski zamówił do swojej izby mocne, dębowe regały.

Głośny łoskot, który dobiegał z pokoju, ohydny fetor, były niczym, w porównaniu z tym co nastąpiło na początku 1781 roku. W nocy przed wigilią wiosennego zrównania dnia z nocą, Bartosz Górski, przy pomocy kilku wynajętych ludzi, zamontował drewniany podest, prowadzący od ulicy do okien pokoju, które zostały otworzone pierwszy raz od narodzin dziecka. Niewiele osób to widziało, ale podobno rytuał ten powtarzał się w czasie kolejnych nocy. Nie było widać czy coś wnoszono czy wynoszono przez okno, nie widziano również, żeby ktoś na ten podest wchodził.

Noc z 20 na 21 marca zdecydowała, że nazwisko Bartosza Górskiego i jego rodziny zostało wymazane z kart historii. Widocznie Coś miało zostać wytaszczone z pokoju zamieszkiwanego przez tych ludzi, ale nie wszystko poszło zgodnie z planem. Nie udało się tego przecisnąć i ściana została wręcz rozsadzona od środka, naruszając całą konstrukcję budynku. Rano, na kamieniach i brukowanej ulicy zauważono jednak przezroczystą i śmierdzącą maź, która ciągnęła się aż za miasto. Rodzina Górskich zaginęła w niezbadanych okolicznościach. Okoliczni chłopi z przejęciem opowiadali, że na wzgórzach słychać było śpiewy, krzyki oraz powtarzające się jedno słowo w nieludzkim lub jak niektórzy twierdzili, prawdopodobnie niemieckim języku…

Dokładnej drogi tego, czy jak teraz można się domyślać - Czegoś, tej bezczelnej zjawy, kroczącej po osiemnastowiecznym Lublinie, nie udało mi się niestety odtworzyć.    

Ale właśnie ten fakt, a nie żaden pożar czy też inna sytuacja, zdecydował, że w latach 1781–1787 dokonano przebudowy Trybunału Koronnego.

Ta historia może odbiegać delikatnie od prawdziwych wydarzeń, ale jedno jest pewne. Tam Coś było! Odkruszyłem kawałek betonu w byłym pokoju zajmowanym przez rodzinę Górskich, nawierciłem otwory i dostałem się do spodnich warstw ówczesnego tynku, a próbki oddałem do analizy znanemu archeologowi. Po ich przebadaniu stwierdził, że nie jest to żaden znany mu materiał używany do budowy w tamtych czasach, a przypomina raczej strukturę organiczną, chociaż i ona jest dla niego zagadką. 

I jest jeszcze jedna sprawa. Ktoś doskonale zdawał sobie sprawę z  wydarzeń rozgrywających się na przełomie  1780 i 1781 roku, pomimo wymazania ich z kart historii miasta i umyślnie postanowił umieścić macki w Trybunale Koronnym. Muszę mieć się na baczności… Nie wiem z jakimi siłami przyjdzie mi się mierzyć po opublikowaniu tego tekstu.



Zdjęcie wykonał Michał Borysiewicz



Inne przypadki - https://www.designsinair.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz