sobota, 29 czerwca 2019

Słuchawki


Nie jestem zboczony na punkcie muzyki, żeby przez cały czas jej słuchać i udawać, że tylko ona sprawia mi największą przyjemność, dając mocny pretekst, byście mogli bez skrupułów, nazwać mnie muzycznym zombie. Wszak cisze lubię nawet bardziej. Ale gdy wychodzę z domu, jadę do pracy, lub muszę przebywać w większym gronie ludzi, a wiem, że nie nawiążę z nimi żadnego kontaktu, to prawie zawsze w uszach mam słuchawki. Zwariowałbym już dawno, gdybym wystawiał się na przypadkowo podsłuchane rozmowy i muzykę, która mnie nie interesuje.
A tak, bez narażania się na wysłuchiwanie głupot, pozostaję ze sobą prawie sam na sam, pogrążam się w myślach, fantazjach lub spokojnie czytam książkę. Muzyka płynie tylko dla mnie, stanowi pancerz od otaczających mnie spraw ludzkich wyrażanych głosem. Tak jak wspomniałem, muzyki słucham przede wszystkim, kiedy wychodzę z domu.

Gdybym miał jakichkolwiek znajomych, to zapewne dziwiliby się, że moje słuchawki są tak bardzo zdezelowane, posztukowane i zaklejone w wielu miejscach taśmą izolacyjną. Lubię słuchać muzyki na dobrych słuchawkach, a te które posiadam są najlepsze. Mam do nich nieopisany sentyment i wiąże się z nimi wiele wspomnień. Dlatego lutuje co jakiś czas odpadające kabelki, a wkurzam się przy tym niemiłosiernie. Kiedyś to były porządne, miedziane kabelki, robiło się z nich haczyki do procy, a te obecne, delikatne żyłeczki, szkoda gadać. Babie lato prościej byłoby ze sobą polutować niż ten miedziany puszek. Dmuchnąć porządnie i znika w niebycie.

Przetestowałem różne słuchawki, ale większość z nich, już po paru sekundach wyrzucałem niezadowolony do śmietnika. Nie spełniały wymagań. Jakichkolwiek. Nic w nich nie było słychać. Te, które mam od kilku lat, zapewniają mi komfort dosłyszenia w utworze wszystkich instrumentów i smaczków.

I zdarzyło się pewnego jesiennego dnia, że wychodziłem z domu do pracy na nocną zmianę. Pięć minut miałem do ostatniego busa. Przez przypadek, na podłogę upadł mi telefon, a chcąc go ratować, pociągnąłem mocniej za trzymany kabel i urwałem przylutowaną słuchawkę. Zakląłem siarczyście nie raz i nie dwa, wiedziałem bowiem, że nie mam czasu, żeby cokolwiek poradzić i dokonać naprawy. Rzuciłem się do szafki, w której trzymam inne, nieużywane słuchawki i wybrałem te, których jeszcze dokładnie nie sprawdziłem. No trudno, jutro czeka mnie naprawa, ale przynajmniej teraz, pomimo, zapewne kiepskiej jakości odsłuchu, odetnę się jednak od przykrego ględzenia o nudnej egzystencji współpasażerów.

Doczłapałem na niewielki dworzec, zapłaciłem kierowcy za bilet, ciężko siadłem w fotelu i począłem rozplątywać kabelki. Podłączyłem do gniazda telefonu nowe słuchawki. Na wyświetlaczu pokazała się odpowiednia ikona. Włączyłem „Somewhere In Time” Iron Maiden. O cholera, straszna bieda, ale przynajmniej coś tam słychać.

Po pięciu minutach zdenerwowanie tylko się wzmogło… Cóż za kiepskie, kioskowe słuchawki! Kto to może kupować? A przecież one się sprzedają! Kto ich zatem używa? Może diskopolowce lub hiphopy? Długo rozmyślałem nad tym zagadnieniem, krzywo uśmiechając się pod nosem i obrażając niemożebnie fanów innych gatunków muzyki. Czy to jest muzyka, a oni jeszcze ludźmi? Nie sposób tak słuchać muzyki. Ale co począć?

Wyszedłem z busa i piechotą udałem się do pracy. Standardowo. Ruch, spacer to zdrowie, pomimo wcześnie zdiagnozowanego u mnie artretyzmu. Nie zważałem na żaden ból, a jedynie na kiepskiej jakości słyszaną muzykę. Nic słychać basówki, żadnych słów, tylko jakieś smutne plumkanie, piszczenie, bzyczenie, zakłócane jakimiś dziwnymi odgłosami. Gdybym nie znał tych utworów i nie umiał ich zanucić, kiepski byłby mój los. Zaraza! Łączenie delikatnych kabelków to frustrujące zajęcie. Będę miał robotę jutro w domu na co najmniej godzinę.

Szedłem wolnym krokiem. Nie spieszyłem się, wszak miałem jeszcze dobrych kilkanaście minut do rozpoczęcia nocnego dyżuru. Ale cóż to za dodatkowe dźwięki słyszę? Czyżby moja komórka się psuła? No tego jeszcze by brakowało. W czasie utworów rozróżniałem pojedyncze, dobrze słyszalne słowa, wyrażenia, a nawet jakieś wrzaski. Dziwna sprawa. Nie umiałem ubrać w słowa tej dziwnej sytuacji. Nasłuchiwałem tych dźwięków przez resztę drogi do pracy, a potem zdjąłem słuchawki i zapomniałem o nich do rana.

Był piątek rano. Wyszedłem z budynku, ale nie chciałem włączać muzyki. Postanowiłem posłuchać, co do powiedzenia ma Mann, w porannej audycji Radiowej Trójki. Nieczęsto słucham radia, zostawiając to zajęcie dla nudziarzy, ale dzisiejsza audycja była inna. Mann mówił swoim zwyczajem, ale słychać było i inne głosy. Aż za którymś razem wybuchnąłem głośnym śmiechem, strasząc dwie młode uczennice idące do szkoły. To dopiero będzie hit w necie... Czyżby ktoś komentował z reżyserki słowa redaktora i włączył przez przypadek nadawanie… Ale o czym oni mówią? Oho! Aż spąsowiały mi policzki. Kto mógłby pokusić się o takie wulgarne komentarze? W czasie muzyki odzywały się inne głosy, zazwyczaj w języku angielskim, ale też i polskie, które słyszałem przed chwilą. Bardzo mało z tego wszystkiego rozumiałem. 

Doszedłem do domu, rzuciłem w kąt popsute słuchawki i poszedłem spać.


Dopiero wieczorem, postanowiłem przy zmywaniu naczyń posłuchać muzyki. Włączyłem youtube, Kinga Diamonda i zakłócenia pojawiły się ponownie. Ktoś, a nawet kilka osób, co jakiś rzucało hasła, podśmiewało się lub piało z zachwytu wraz z Królem. Po kilku minutach włączyłem Kult. Głosy były bardziej rozpoznawalne, komentowano w naszym języku. Przy Vaderze nie dało się jednak nic rozpoznać, słychać było czystą, piekielną euforię. Przy Katcie głosy zachwycały się… Tutaj był powstał pewien paradoks, bo to Roman Kostrzewski miał bardziej skomplikowane teksty niż te, których normalnie nie słychać.

Jak to się stało, że słyszę te komentarze? Czyżby słuchawki przepuszczały jakieś częstotliwości, których inne nie robiły? Może to telefon mój się zepsuł, a nie słuchawki?

Na badaniu tego zjawiska spędziłem kilka dobrych dni. Sprawdzałem różne nagrania z mojej biblioteki muzycznej, naprzemiennie z włączaniem przeróżnych stacji radiowych. Zawsze to samo. Słychać było głosy, komentarze, rozmowy. Najgorsze świństwa można było usłyszeć w trakcie programów, w których rozmawiano o polityce. To nie telefon był zepsuty jak na początku myślałem. Podłączyłem je do telewizora i innych urządzeń. Cofając muzykę z mp3, płyt kompaktowych, filmów na dvd lub na youtube, mogłem się wsłuchiwać w te zakłócenia i je analizować. Przez chwilę pomyślałem nawet, że stałem się ofiarą gry jakichś służb?

Przeszukiwałem Internet, wpisywałem odpowiednie frazy, lecz nie znajdowałem odpowiedzi, a jeżeli już myślałem, że natrafiałem być może na coś wartego uwagi, strony okazywały traktować o horrorach i rzeczach niewytłumaczalnych, związanych z duchami. Od dziecka, rzeczy paranormalne miałem w głębokim poważaniu i natychmiast zamykałem te serwisy, oczywiście nie znajdując nic, co zaspokoiłoby moją ciekawość. 


Wszystko zmieniło się kiedy odtworzyłem swój film, nagrany kilka dni temu. Uwieczniłem na nim intensywną burzę, która przetoczyła się nad moim miastem, kiedy usłyszałem rozmowę dwójki ludzi. Przecież w domu byłem sam! Nikt nie miał prawa się odezwać. Gdyby to jeszcze był przypadkowy komentarz, ale nie! Dwie osoby rozmawiały o wydarzeniach na filmie. Zamarłem, chociaż serce biło mi tak gwałtownie, że myślałem, że rozerwie klatkę piersiową. Spanikowany rozglądałem się po domu. Powoli dochodziło do mnie, do kogo mogą należeć te głosy i czego od kilku dni jestem świadkiem i jednocześnie uczestnikiem.

To było dosłownie jak uderzenie pioruna, które zarejestrowałem na wideo. Byłem przerażony i zarazem podniecony. Duchy? One nas widzą? Są między nami? Dlaczego nie odeszły? Nic nie ma po śmierci? Dlaczego ja? Popsuję przez przypadek te… zepsute słuchawki i skończy się ich podsłuchiwanie? Można się z nimi porozumieć? Miałem tysiące pytań, na które pragnąłem natychmiastowej odpowiedzi. Ręce mi drżały, kiedy nagrywałem nowy film, a byłem pewien, że zemdleję bez zmysłów, gdy w trakcie odtwarzania kogoś usłyszę. Ale nie, nic takiego się nie stało… Odetchnąłem szybko, ale natychmiast sprawdziłem pliki muzyczne. Znajome głosy cały czas tam były, uwiecznione do końca świata. Co teraz mam począć? Jeszcze jeden film!

Chodziłem po domu nagrywając minutowe filmy i później je oglądałem, lecz nikogo nie słyszałem.

Pierwszym, naturalnym miejscem, do którego niezwłocznie chciałem się udać, był niewielki cmentarzyk w mojej miejscowości. Żeby nie czuć się przytłoczony niezwykłym zadaniem, które mnie czekało, nie poszedłem na niego o północy, tylko w godzinach popołudniowych. Liczyłem, że skoro na nagraniach w dzień, słychać głosy i tutaj uda mi się coś zarejestrować.

Nie myliłem się. Stanąłem niedaleko pewnej rodziny, która przyniosła na grób swoich bliskich kwiaty, zapaliła znicze i pogrążyła się w modlitwie. Wyciągnąłem telefon i zacząłem skrycie ich nagrywać, oczywiście udając, że sam jestem skupiony i zadumany nad grobem. Oto co usłyszałem w ciągu niecałych trzech minut. Spisuję prawie dokładnie.

- Patrz! Co za dziecko! Doskonale wiedziała, że nie lubię białych kwiatów. To przyniesła cały ich bukiet. Kurwa, czasu dla matki nie miała, musiałam zdychać pod pierzyną z psimi gównami na podłodze. Tak mnie dusiło od dawna, jakby kto siedział na mnie. Wnuczek też widzę, zaraz sięgnie do kieszeni po telefon. No wyciągnij go…

- Nie narzekaj, mi to przynoszą takie śmierdzące i postawić dobrze nie potrafią. Byle wietrzyk zawieje i wszystko wala się po całym cmentarzu.

- A Ty to kto? Nie znam Ci... Uciekaj...

- Cieszta się, że możeta popatrzeć na wasze dzieci, moje od dawna nie żyją i nie wiem gdzie latajo tera... Mojego Stacha też tutaj ni ma, chociaż gnaty bieleją…


Musicie mnie zrozumieć, po tym co usłyszałem, długo nie mogłem dojść do siebie. Wziąłem urlop w pracy i bezczynnie, przez tydzień, jak duchy, które to podsłuchiwałem, snułem się po domu. W nocy cały czas miałem zapalone światło, chociaż nic wokół mnie się nie zmieniło. Z racji tego, że nawiązałem jakiś kontakt z tamtym światem, nie został na mnie wysłany, w ramach zemsty i przywrócenia równowagi, jakiś niematerialny zabójca. Nie zaczęło się również wokół mnie dziać nic nienaturalnego, co pchnęłoby mnie w chorobę psychiczną czy nawet doprowadziło do samobójstwa.

Od tego czasu, gdy to sobie uświadomiłem i na spokojnie przeanalizowałem, moje życie zmieniło się, ale na lepsze. Stałem się bardziej spokojny, przestałem się denerwować błahostkami i zacząłem więcej spacerować i wyjeżdżać z dala od domu. Za każdym razem z tych wypadów, przywoziłem w całości zapełnioną filmami kartę pamięci.

Na kolejną wycieczkę udałem się na polanę, na której jak wieść gminna niesie, kiedyś stał dom, w pożarze którego, zginęła cała rodzina.

- ... i nie wracajmy do tej rozmowy. Było minęło, nic nie poradzimy!

- Jak Ci łatwo skurwysynu mówić o tym. To wszystko przez ciebie, że tak tu jesteśmy. Tyś był sukinsyn jakich mało. Matka mówiła, żebym za takiego człowieka nie szła.

- Było się starej wariatki słuchać, za lekarza było iść. Najlepiej za psychiatrę. Ciebie i matkę zamknąłby w szpitalu i miałby spokój. A ten to co tu robi? Jakiś taki znajomy z pyska.

- Nie zmieniaj tematu. To co tutaj zaszło, pewnie nigdy gdzie indziej nie miało miejsca. Bóg się od nas odwrócił. Nasłał na nas swoje pomioty.

- Mamusiu, dla mnie to były brzozowe koziołki. Wskoczyły na tatusia, a potem z pieca węgle z ogniem rozrzucały...

- Cicho, nie myśl już o tym...




Pewnego razu, chodząc po lubelskich, mało mi znanych dzielnicach miasta, poszukując nowych historii, dotarłem w miejsce, w którym kiedyś musiał stać jakiś ośrodek dla sierot. To co usłyszałem nie nadaje się do publikacji. Dlatego nie przytoczę tutaj dokładnie całej rozmowy, a jedynie jedno zdanie, wypowiedziane przez ducha, wydaje się małego chłopca. - Idźcie lepiej w grządki pielić, niż się nami zajmować.
Ciekawe też były historie i rozmowy, które usłyszałem na Zamku Lubelskim czy w Kościołach. Nie wszystkie rozumiałem. W Katedrze Lubelskiej przez kilka dni trwały dyskusje o Duchach świętych, przykutych do bydląt. Niestety, nie da się z tych kłótni sporządzić dokładnego stenogramu.

Do Niemieckiego, Nazistowskiego Obozu Koncentracyjnego i Zagłady na Majdanku do tej pory nie odważyłem się pójść. I pewnie nigdy tego nie zrobię.

Wybrałem się natomiast na wakacje nad morze. Spotkałem się tam z takim komentarzem mojej osoby:

- … i całe te zmiany klimatyczne, o których mówią worki z krwią i gównem to wielka ściema. O popatrz na tego. Onanista idzie. Jakiś zboczeniec.

- Dlaczego tak myślisz?

- No siedzimy tu już któryś rok z kolei. No ile to będzie, ze dwieście lat? Hehe… Który normalny chłop sam chodzi na molo oglądać zachód słońca? No tylko zboczeniec jakiś. Inny by se wziął dziewczynkę. Na ramię by jej swoją łapę zarzucił i by lazł pogapić się chwilę, myśląc o tym tylko, żeby szybko Słonko zaszło, a on sam mógł zrzucić z niej ubranie...

- No, tez bym z chęcią. A tak, pozostają nam tylko rozmowy, które po tylu latach juz dawno nam się znudziły. Napijmy się, heheh..


Takich wędrówek odbyłem dziesiątki. Czy można nawiązać dialog z Duchami? Pewnie tak. Z moich relacji wiem, że większość z nich widziała, a nawet zwracała się do mnie. Musiałbym podłączyć słuchawki do urządzenia, przez które jednocześnie rejestruje się dźwięk przy pomocy mikrofonu i pozwala to słyszeć przez słuchawki. Ale nie byłem na to gotowy. W sumie nawet nie wdziałem jak to zrobić, a przecież to nie mogła być jakaś skomplikowana sprawa. Podłączę mikrofon do laptopa i może wówczas? Jakby taka rozmowa miała przebiegać? Wszystkie te rozmowy są szalenie wulgarne, duchy nie mają żadnych hamulców. Widocznie po śmierci nie muszą już trzymać wysokiego poziomu kulturalnej rozmowy i nie owijają w bawełnę.

Póki co, nie zamierzam z nimi rozmawiać, chociaż byłoby to szalenie interesujące, gdyby zechciały poświęcić mi kilka minut. Muszą znać fantastyczne historie czy historyczne fakty. Mogłyby przede wszystkim odpowiedzieć na męczące ludzkość pytanie, co jest po śmierci? Ale nie! Być może to grzech, że nie korzystam z tej możliwości. Nie mówię, że nie zrobię tego w przyszłości. Nie starajcie się mnie nachodzić, słuchawek nie dostaniecie, są odpowiednio głęboko schowane.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz