czwartek, 14 listopada 2019

Falkon 2.0


Na Falkon 2019 umawiałem się ze stałą drużyną (Alicja i Diana) tuż po zakończeniu Falkonu 2018. Było to wówczas zwykle pytanie – „Idziemy za rok?” Idziemy! – odpowiedzieliśmy wspólnie. Po pół roku napisałem relacje z tego festiwalu, w której narzekałem, że niewiele mogę pamiętać. Chcąc oszczędzić sobie podobnego doświadczenia, relacjonuję sytuację chwilę po jej zaistnieniu. Falkon 2019 stał się historią, a ja opiszę sobotę, jedyny dzień, w którym byliśmy Uczestnikami.

Rok minął bardzo szybko. Od czasu do czasu zapewnialiśmy się, że postanowienie uczestnictwa w Falkonie jest aktualne.

Ale o samym Falkonie 2019 rozmawiałem chyba tylko kilka razy. Pierwszy, z moim kolegą z pracy – Krystianem. To człowiek o ogromie zainteresowań, niektóre mamy wspólne i dużej wyobraźni (oraz nieskończonej cierpliwości). Zauważył, że w tym roku „pewnie będzie dużo Jokerów”. Roześmialiśmy się radośnie (to był raczej męski, sarmacki ryk), twierdząc, że zapewne #takbędzie. W październiku tego roku odbyła się premiera filmu Joker, który wydaje się, zebrał dużo pozytywnych recenzji. (Filmu nie oglądałem) 

Drugi raz rozmawiałem z Dianą na temat motywu przewodniego Falkonu, po tym, co przeczytałem w wydarzeniu. Organizatorzy napisali:

„Zastanawiacie się czasem, jak będzie wyglądać PRZYSZŁOŚĆ?

Może obok nas pojawią się androidy rodem z "Blade Runnera"? Może przez katastrofy klimatyczne staniemy się barbarzyńcami jak bohaterowie "Mad Maxa"? A może staniemy się gatunkiem międzyplanetarnym, jak zapowiada Elon Musk?

Możliwe wizje jutra przeanalizujemy podczas XX edycji Festiwalu Fantastyki Falkon.

Bądźcie z nami w Lublinie w dniach 8-10 listopada i razem stwórzmy Nową Generację Falkonu!”


Wydawało nam się, że nigdzie powyższego nie doświadczymy…

Kilka dni przed „godziną zero”, zamieściłem na fb Trzynastego Schronu i Starego Wujka zapytanie:




„8 -10 listopada - FALKON - Lublin.
Kogo z Was spotkam ponownie, kogo poznam...
:D Wybieracie się?”

oraz

„Na Falkonie będę z córką i bez brody! Zaczynam od soboty... Wybieracie się?”


Z tej okazji zaopatrzyłem się w kilka dni urlopu, żeby bez pośpiechu móc to wszystko przeżywać i wiedząc, że ból głowy, którego się pewnie nabawię, mógł spokojnie ustąpić. Przygotowałem się też doskonale, zabierając do plecaka suweniry trzynastoschronowe do rozdania znajomym. Spakowałem teczkę z rysunkami moich państwowych dzieci dla Black Monk, w podzięce za otrzymaną radość.

W czwartek rano spotkała mnie miła niespodzianka od Janusza Strzeleckiego, który sprezentował mi grę Hero Kids Edycja Polska. Będziemy grać! (napiszę o tym więcej). A wieczorem tego samego dnia, obejrzałem z córką, dzieląc się jedną słuchawką, początek przygody „HOBO#01: Nic ciekawego” od Baniaka. (Nie wiedziałem, że Kozi jest taki wysoki…)

Piątek rano to nowy utwór Kinga Diamonda - Masquerade of Madness. Myślałem, że już nigdy się nie doczekam… Przejrzałem też pobieżnie program imprezy, postanawiając, że będę improwizował w trakcie, bo na pewno coś ciekawego będzie.

Nadeszła sobota rano. Jedziemy do Lublina! Kogo spotkamy na Falkonie??!? Co dostaniemy w swoje ręce??!? Jak będziemy się bawili??!? Ile będziemy musieli stać w kolejce po bilet??!?” – oto niektóre z pytań.

Wbijamy na Targi Lublin, kolejki nie ma, kupujemy bilety, a zawieszki dostajemy na sznurówkach. Dobrze, że jest wybór kolorów, chociaż turkusowego, ulubionego koloru Alicji nie widzimy. Później zobaczyliśmy, że jednak ludzie mieli takie, ale przecież wyrywać im nie będziemy…

Główna hala o 9 rano jeszcze zamknięta, ale to dobrze, bo tego roku postanowiłem być na kilku prelekcjach (ale też bez przesady!!!), posłuchać czegoś mądrego i pokazać córce, że Falkon to nie tylko chodzenie, gadanie i kupowanie rzeczy, a także siedzenie i słuchanie. Trafiamy na „Panel – Miejsce fantastyki w polskiej literaturze – o trendach i inspiracjach”. Dopiero teraz przejrzałem szczegółowo program. Wydrukowany wygląda przejrzyście.

O 10 stoimy pod drzwiami hali, coś tam się dzieje, ludzie podnoszą ręce, krzyczą, są radośni.

Wchodzimy!

Spojrzał z lewa, spojrzał z prawa i już… „ – jak pisał amatorski wierszokleta i wpadam szybko na mojego starego znajomego Artura Szyndlera z Paladynatu.

 Pisałem o nim w poprzedniej relacji:
Artur to pasjonat, człowiek, który żyje tym co robi - tak sobie pomyślałem. Ale dopiero przyszłość zweryfikuje i po stokroć potwierdzi profesjonalność i radość jaką czerpie On ze swojego życia.

W tamtym roku zaczynał z dwoma stołami, teraz ma ich z tysiąc, a także na kolejnych zorganizował Przewielką „Wystawę modeli Star Wars Wydawnictwa Paladynat”. Szturmowcy, Rebelianckie szumowiny, statki, wszelakie machiny, wszystko to można było tam zobaczyć. I teraz posłuchajcie. Imperator Artur ocalił Falkon! Tak! Mówię to jako człowiek doświadczony i skromny. Paladynat to największy wystawca tegorocznego Falkonu z mnóstwem ciekawości na ladzie, a jego wystawa SW w sposób wizualny zamaskowała znikomą obecność innych wystawców. Z rokiem poprzednim ubyło ich o ¼. Już tylko połowa, jak nie mniej wielkiej sali to wystawcy! Dlaczego tak? (A może jestem w błędzie?) Więcej miejsca przeznaczone było na punkty, w których można było kupić jedzenie. Nie czytałem żadnych relacji z Falkonu, zobaczę, czy ktoś ma podobne przemyślenia.

Z Arturem przybiliśmy szybką piątkę, nie chciałem mu przeszkadzać w pasji i ustawiliśmy się na dogodniejszy moment. Ten przyszedł za jakiś czas. Chwilę pogadaliśmy, powspominaliśmy, jego Klientów wspólnie uświadomiliśmy w niektórych sprawach dotyczących Fallouta, nakreśliliśmy delikatnie plany na przyszłość. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie do albumu rodzinnego. Jakże to pozytywny człowiek, silny, nieustannie dążący do celu, radosny pasjonat. Trzeba go samemu poznać przychodząc do jego sklepu. Imperator! Niedługo rozwinie się jeszcze bardziej.



I tutaj chronologia wydarzeń się chyba kończy…

Pokazałem i objaśniłem córce jak działają flippery stojące w MeatLovers Tarczyński, ale nie chciała zagrać. „Kiedyś to w salonie gier grało się na takich maszynach…” Było to miejsce maskujące braki!

Podeszliśmy do Mądrego Dzieciaka  i uczestniczyłem w pokazie. Od zawsze chciałem to zrobić, mianowicie dotknąć kuli, być podpiętym do prądu. Rozpuściłem baty, ale te nie bardzo chciały się unieść. „Proszę pana, długie są, kwestia genów. Pan rozumie? No i … elektryka prąd nie tyka” Jedyne co mi stanęło to włosy na rękach. Ale fajne stoisko, mieli jeszcze kilka innych pokazów.


Po szybkim przejściu połowy sali wyciągnąłem program i otworzyłem na stronie „Strefa Wystawców”. „Nie ma co dłużej czekać” – myślę sobie i szukam schowanego Black Monka. Przeca mam dla nich teczkę z rysunkami. Ocho, jest… Ale okazało się, że go nie ma. Szukałem gdzie indziej, ale nie widziałem. Podręczniki do Cthulhu były natomiast na stanowisku „CubeFactory of Ideas”. Miałem okazję zaczepić przy nim dziewczynę zbierającą kostki dla siebie i znajomych. Zamówienia zbierała przez komórkowego Messengera. Była to graczka w Warhammera. A sam podręcznik do Cthulhu. Ale gruby skurczybyk! Pierwszy raz zobaczyłem go na oczy. Kupiłem sobie kostki o najciekawszym dla mnie wzorze.

Musicie wiedzieć, że pomiędzy chodzeniem po wystawach, posłuchaliśmy też przez chwilę kilku paneli: „Suspension of disbelief. Gdzie kończy się realność?”, „O tym, jak popkultura weszła w buty fantastyki”, „Baśń XXI wieku. Kto jest jej odbiorcą?” , „Klonowanie ludzi, manipulacja genami i inne aspekty niedalekiej przyszłości”, „Tłumacz jako drugi autor”. Wynudziłem się tam, Alicja jeszcze bardziej. Dobrze, że na jednym z tych paneli miała napój o dwóch smakach: jagoda i truskawka, w kubku przedstawiającym piracki statek. Ze sprzedającym te piękne napoje powspominaliśmy smak, który miał w swojej ofercie -„jabłuszko sandomierskie” ;> Na panelach nie było nic słychać. Ci co mówili - goście/znawcy, trzymali mikrofony w sposób efekciarski a nie efektywny. Machali nim robiąc miny. Gwiazdy! Nauczcie się mówić do mikrofonu! Bo da się. Ludzi z sali, którzy zadawali pytania lub opowiadali o czymś, można było normalnie usłyszeć. Pilipiuk powiedział tylko rzecz, która mnie zaciekawiła. Porównał literaturę fantastyczną do Warszawy, na obrzeżach której są inne gatunki. A poza Warszawą nie ma niczego.

O innych rzeczach, które mi się nie podobały na tych panelach, nie wspomnę, bo musiałbym przytaczać nazwiska, a nie chcę nikogo obrażać. Czuję, że ludzie w mojej obecności sami się obrażają. No i jak ja mam w takiej sytuacji przekonać córkę do prelekcji? Może w czasie innych „występów” było inaczej, nie wiem… Widziałem, że dużo ludzi było na „Super bohater. Ułomności bohaterów”.

Tutaj następują trzy gwiazdki *** i zmiana tematu.

Czekam tylko, aż córka powie – „tato, jadę z kolegami pod namioty”, a ja będę miał możliwość „Atomowego Rozbłysku”. Ale niczym jest to z jej oświadczeniem - „Idę do Kantyny w Mos Eisley”. Ha! Dobrze to wyglądało. Boję się zwykłych manekinów, wyczuwam od nich aurę życia i cierpliwego bezruchu. Te manekiny z Gwiezdnych Wojen puszczały mi oczka… Wystawa ogromnie mi się podobała. Brawo!



Nie ma co się oszukiwać, Alicja lubi poskakać na trampolinie. Stanowisko Jump XL Lublin umożliwiło jej tę zabawę. A po niej, musieliśmy chwilę odpocząć. Siedząc na widowni sceny, na której trwała próba do finału pokazu Przebierańców, zobaczyłem ponownie podręcznik do Cthulhu. Musiałem się ośmielić, wszak ja nieśmiały jestem, co zawsze podkreślam i podszedłem do dziewcząt, które go miały. Okazało się, że są graczkami RPG dopiero od dwóch lat, pogadaliśmy chwilę, a ja przejrzałem podręcznik. Zabójcza książka. Jak nią dobrze uderzyć, to można zabić. Nie mając żadnych realnych znajomych, takie spotkania cenię sobie ogromnie.



Ta próba… Jedna dziewczyna. Niech sobie przypomnę… Księżniczka najlepsza na Planecie, Królestwie? Później poszukam i napisze w nawiasie, ćwiczyła swój występ. Operator i jacyś jego pomagierzy podśmiewali się kiedy spierniczyli sprawę. Potem nastąpiło wyjaśnienie, które o dziwo zapamiętałem. Wiedziałem o co chodzi… Ale napisze o tym później.

Doszukiwałem się motywów Falloutowych. Saladyna nie spotkałem… Znalazłem manierkę Trzynastego Schronu od GutWork. Pan powiedział, że cieszy się ona bardzo dużym zainteresowaniem. StudioScorpion  miało bluzy na ciepłe wieczory dla tych, co dopiero opuszczają swoje Schrony. Ci, bardziej doświadczeni mają pancerze. Paladynat miał w ofercie gry ze świata. Na stoisku BlueBox (Gadżety dla Geeków) spotkałem tajemniczą paczkę z falloucią zawartością. Ciekawe co tam było, no, ale u mnie się nie przelewa…




Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Wiedźmina, który krąży po hali, pomyślałem, że ma fajny kostium. Zrobił on sobie z Dianą zdjęcie. I chociaż miał brodę, siwy łeb i… tak dalej, wiecie jak wyglądają Wiedźmaki, to zobaczyłem, że to dziewczynka. A wydawało się, że to chłop. Dziewczynki można poznać po kilku szczegółach. Wiecie po jakich? Dłoniach, zębach…



Zgłodnieliśmy. Czas było na frytki w „spelunie” Targów Lubelskich. Pomiędzy autorami, przebierańcami i uczestnikami, spokojnie zjedliśmy co nam dano. Był to czas na przeglądanie programu i rozmyślanie o niebieskich migdałach.



A potem znowu hasaliśmy po sali. Z każdą godziną „chodzących atrakcji w barwnych strojach” przybywało. Przed południem było dużo osób, a „popo”… to nie dało się normalnie iść. W tym roku było zatrzęsienie przebierańców. Bardzo mi się to podobało! Te stroje trzeba zobaczyć na żywo/zdjęciach, opisać się ich nie da.

Pojawiło się dużo postaci z Gwiezdnych Wojen (przy braku prelekcji z tego świata?) blisko Kantyny. Sithowie, Jedi, Mandalorianie, jeden Luk Niebochód i tyleż samo Hanów Solo i Księżniczek Lei… ale Szturmowców to było dużo! Super! Porobiliśmy sobie zdjęcia! Pytam się ich. „Panowie, panie, mogę zrobić sobie zdjęcie z Wami?” Słysząc ciszę, dodałem… „Ale weźcie kiwnijcie chociaż łaskawie głowami, bo czuję się niepewnie”. A oni mi mówią, że zdają sobie sprawę i „nie ma zmartwienia”. Taaak.





A wiecie, że nie było chyba nikogo z Gry o Tron???

Wędrując z miejsca na miejsce dotarliśmy znowu pod scenę, a tam zamiast pokazu Przebierańców, odbyć się miał pokaz Gladiatorów z grupy Hellas et Roma.  Po prezentacji Gladiatorów, wprowadzono na scenę skazańca. Dano mu tarczę i miecz. Widownia krzyczy „Do lwów…” Skazaniec walczył dzielnie, ale nie dał rady i został zabity. Później można było sobie robić zdjęcia ze zwłokami. Policję tylko ja wołałem, ale po chwili przestałem… Okazało się, że to była tylko gra aktorska. Ale wielkie chłopaki tłukli się żelazem nie na żarty. Brawo!



Spotkałem się po eonach z Chudym z Wioski Stalkerów, którego bardziej kojarzę jako Karczmarza z Tawerny pod Strzechą.  Długo czekałem na to spotkanie, w tamtym roku się minęliśmy. Miałem ogromny zaszczyt poznać jego narzeczoną Dominikę. Szkoda, że tak krótko przyszło nam ze sobą porozmawiać. Adrian to bardzo sympatyczny młody człowiek. Czuję, że moglibyśmy przegadać kilka dni.Pozdrawiam Mocno Ciebie i Dominikę! Sława! Zrobiliśmy sobie zdjęcie do albumu
rodzinnego.



W Wiosce Stalkerów zaś, u kamratów Chudego, panowała, rzekłbyś nerwowa atmosfera. Stalkerzy szykowali się do wyprawy. Nawet Anomalię mieli. Butanowy Wixiarz miał chyba największą giwerę. Zdjęcia tego miejsca gdzieś wyparowały.

Alicja co jakiś czas dopytywała, czy mama może do nas dołączyć. Za każdym razem słyszała odpowiedź negatywną. „To chociaż niech przyjedzie na chwile, da kasę i nie musi wchodzić…” – kombinowała córka.

I przyszedł czas na Finał Cosplayerów. Prowadziło go trzech chłopców z… Teatr Golf III. (Nigdy mnie takie rzeczy nie śmieszyły i nic o nich nie powiem) Przed pokazem nagrałem film, w którym mówię, że wygra Wiedźmin. Proszę bardzo:



Widzieliśmy fajne stroje, scenki... Może inaczej. Ja nie wiem o co tam chodziło. Większości bohaterów, za których się Ci ludzie poprzebierali nie znałem. Kraina lodu, Mario, Księżniczka i ten żółw zły od nich, Wiedźmin, Alicja z Krainy Czarów to tak, ale reszta? Gra Lol? Jakieś takie… Pamiętacie jak pisałem o tej dziewczynie, co jej „organizatorzy za konsoletą” spierniczyli próbę? Teraz spierniczyli finał. Zrobili ponownie to samo. Siedziałem z boku i widziałem jak to zrobić… Wstyd! Wygrał Wiedźmin jednak, tak? ;> Nie wytrzymałem do końca. Ci trzej zabawiacze, ech… 

Była też strefa z komputerami. Hmm… Ludzie grali w kinektowe tańce i Fifę 19, może też był ten Lol cały. Były ze dwa, może trzy sprzęty retro… Trzy to były automaty. Pominę ten temat.

Na planie „narysowano”, że Państwowe Muzeum na Majdanku zajmuje znaczną część sali, ale ja się wychowałem na Majdanku oraz jego okolicach i nic takiego nie zauważyłem. No z tymi wystawcami to bieda była!

Wychodząc z jednego panelu odbywającego się na pięterku (wiem, antresola) ujrzałem Cthulhu! Fajnie zrobiony kostium, przybiliśmy mackę i wykonaliśmy zdjęcie. Bardziej to był Mind flayer, bo jak mu powiedziałem „Niech Gwiazdy będą dla Ciebie w porządku” to albo nie zrozumiał, no albo nie usłyszał. W każdym razie strój wykonany znakomicie. Okazuje się, że wcielił się weń chłopiec o blond włosach. Kto by pomyślał, że Wielki Przedwieczny (tak samo jak obecny Bond) jest blondynem? ;> Ale dwa lata temu Cthulhu była ruda! ;>



Szkoda, że nie interesuję się nowymi grami, bo Pyramid Games z Lublina, prezentowało swoją grę „OccupyMars: The Game”. Pierwszy raz ją widziałem, ale pan zaprezentował mi ją znakomicie, opowiadając o czym ona jest. A bardzo fajnie wyglądała! Podwyżkę mu! Zapytał się mnie w jaką grę podobną grałem, to mu powiedziałem, że nie grywam w takie, że tylko w Fallouta 4… „ Ale mnie nie wyśmiał, profesjonalnie wymieniliśmy uczciwe spojrzenia. Tedy Proszę Państwa, link do gry w jej nazwie powyżej!



W tym roku porobiliśmy kilkanaście zdjęć z Przebierańcami. Tak jak pisałem wcześniej, nie wiem co to byli za Bohaterowie. Najwięcej było Jokerów! :D Przestraszyłem też panią, wrzucając jej od tyłu pieniążka do puszki - Komitet Społeczny Wstawaj Alicja. Były też stoiska z książkami, z rękodziełami, mangą, odzieżą gotycką i taką dla kinder fantastów – te całe piżamki i stroje zwierzątek. Taki standard. Córka była zainteresowana drukarką 3D. I to mocno! Duszno było, wychodząc z antresoli czuć było zapach ludzi, ktoś chyba okien nie otworzył lub ich nie było. Ojoj, byli też Darwini z Jutuba. Może i fajne chłopaki, ale ja z Alicją też jesteśmy Jutuby, mamy swoich Widzów, także wcale się nie wzruszyliśmy.

Co się działo poza terenem Falkonu, (afterku!), co było w piątek i niedzielę, jakie wrażania mają ludzie zwiedzający Kozi Gród nocą, w co grano po szkołach, nie wiem… Widziałem też z daleka (ważna sprawa!) podręcznik do Cthulhu w wersji kolekcjonerskiej. Jakiś chłopiec pokazywał go dziewczynie na jednym z paneli.

Alicja miała balon z Lol Surprise. Gdyby się zgubiła miała go wypuścić w górę (mając go oczywiście na tasiemce przywiązanej do ręki). Kiedy rozdzielaliśmy się z Dianą, w taki sposób właśnie nas odnajdywała. W sumie Stalker Adrian też nas znalazł w taki sposób. Dziecko i balon (o ile się nie przebije) to dobra, konwentowa nawigacja.


Gdy wychodziliśmy z Falkonu, hol główny, tam gdzie są kasy, spowity był w dymie. Myślałem, że ktoś może bawił się racą, ale chwilę później tajemnica została wyjaśniona. To był dym wydobywający się z kominów foodtrucków. No takie rzeczy.

Wyszliśmy z Targów Lublin i ujrzeliśmy padający śnieg…

W busie ustaliliśmy we trójkę, że mimo wszystko, za rok też przyjdziemy na Falkon, ale dzisiejsza sobota nam w zupełności starczy. W sumie Alicja była rozczarowana, zła i biła mnie w nerkę przez całe pół godziny jazdy do domu.

A kolejnego dnia zderzyłem się z szarą rzeczywistością i żałowałem, że jednak nie poszliśmy w niedzielę. Już mi brakuje tych wszystkich ludzi, paneli!… Falkonu.

Gdybym miał oceniać Falkon po tej sobocie w skali dziesięciopunktowej, to dostałby dziesięć punktów (10/10). A gdybym miał to zrobić w skali procentowej, dostałby 100 %. Także tego...  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz