środa, 26 lipca 2017

Kolorowych Snów Kochanie: Rytuał




          Opowiem Wam kim byłam kilka lat temu, zanim po raz pierwszy zapragnęłam poznać miłość w Krainie Snów.

Znajomi w tamtym czasie byliby mocno zdziwieni oraz zapewne zaniepokojeni, gdyby poznali moje marzenie. Uchodziłam za osobę inteligentną, twardo stąpającą po ziemi, nie uciekającą w zabobony i fantazje w trudnych sytuacjach, a przede wszystkim uznającą miłość za coś, co nie istnieje i coś, co mi się nigdy nie przytrafi. Miłość nie przystoi młodej kobiecie, której jedynym celem jest pięcie się po kolejnych szczeblach kariery na państwowej posadzie. Ciężko pracowałam na ten wizerunek.

Niestety podczas samotnych, zimnych wieczorów, pijąc kolejny kieliszek czerwonego wina nachodził mnie dławiący smutek z powodu straconego czasu oraz pustki związanej z brakiem uczucia, dostępnego każdej normalnej kobiecie. Co prawda miałam przelotne romanse, ale za każdym razem czułam się po nich bardziej zdegenerowana. Brzydziłam się sobą, że pozwoliłam dotykać się byle jakim, męskim dłoniom. Wtedy postanowiłam zmienić swoje przyzwyczajenia i życie.

Najprostszym sposobem było zrzucenie z siebie drugiej skóry – krępującej ruchy kolekcji ciemnych żakietów. Zatopiłam się w wygodne sukienki oraz głębokie, długie swetry. Zaczęłam czytać książki, inne niż te związane z moją pracą. Odnalazłam w nich tajemniczy i barwny świat, rządzący się własnymi, nieznanymi mi dotąd prawami, zupełnie odmienny od tego z mojego dzieciństwa. Pochłaniałam je bez liku, stając się częstym bywalcem miejskich bibliotek. Zamiast udawać, że na parkiecie dyskoteki oddaję się w pełni muzyce klubowej, techno czy małostkowej papce nadawanej przez stacje radiowe, odkryłam jakie pokłady prawdziwej energii niesie ze sobą muzyka rockowa. Rozpoczynałam dzień od przesłuchania dobrej solówki gitarowej Iron Maiden czy Kinga Diamonda. Po kilku miesiącach moje życie stało się o wiele ciekawsze. Zakończyłam kilka znajomości, a wolny czas wypełniałam wycieczkami krajoznawczymi, rozkoszując się dziełami przyrody i człowieka. Właśnie wtedy zaczęłam miewać realistyczne, trudne do opisania sny. Znajdowałam się raz w puszczy, porośniętej świecącymi grzybami, spomiędzy których spoglądały na mnie oczy dziwnych istot, czy też wędrowałam wybrukowanymi ulicami jakiegoś pustynnego miasta.

Siedząc któregoś wieczoru z kieliszkiem w rękach - nałogu nie udało mi się pozbyć - przeszukując niezbadane odmęty Internetu, poznając nowe, fantastyczne informacje spisane na stronach www, blogach, oglądając galerie pełne grafik i rysunków, które kiedyś nazwałabym śmieciem, a dzisiaj będące inspiracją i mające dla mnie wielką emocjonalną wartość, natrafiłam na wzmiankę o Krainie Snów. Poważnie się zaniepokoiłam, ponieważ autor pewnej strony, jakby znając, opisał fragmenty moich nocnych, sennych wędrówek.

Znalazłam jedynie krótką informację o człowieku, który to opublikował. Nazywał siebie Strażnikiem Tajemnic lub Śniącym. Pamiętam, że dopiero po kilku dniach wahania, postanowiłam napisać do niego krótką wiadomość… Odpisał po niespełna godzinie. Jej treść była dla mnie kolejnym wstrząsem i nie mogłam sobie z tym poradzić. Na kilku stronach dokładnie odmalował moje sny, ich znaczenie oraz określił jasno moje pragnienia. Bałam się ponownie z nim kontaktować, ale to było silniejsze ode mnie. Korespondowaliśmy ze sobą przez następne dni, aż do momentu kiedy postanowiłam się z nim spotkać. Ogarniał mnie lęk lecz chciałam na żywo usłyszeć, a także poukładać poznane rewelacje o cudownej, sennej krainie.

Mieszkał we wschodniej Polsce, w niewielkim białym domu z ogródkiem o tysiącu barwnych kwiatów. Na ganku leniwo wylegiwały się całe zastępy kotów, które bacznie zlustrowały moje pojawienie się w ich królestwie. Przedpokój oraz gabinet, do którego zaprosił mnie bez słowa powitania, wypełnione były regałami, których półki uginały się od ciężaru książek. Na biurku, podłodze i parapetach walały się stosy luźnych kartek z zapiskami i dziwnymi rysunkami. Uwagę zwracała szkolna tablica, gdzie widniały całe zdania w nieznanym mi alfabecie. Pod jedną ze ścian stał interesujący, stary zegar, którego wskazówki kręciły się w drugą stronę. W pomieszczeniu pachniało czymś słodkim, pięknym lecz trudnym do określenia.

Mój rozmówca nie był dużo starszy ode mnie. Ubrany w zwykły strój, znoszone granatowe jeansowe spodnie i czarną bluzę. Przystojny, choć nie piękny, gęste, czarne włosy miał związane w niewielki kucyk, a twarz ogoloną na gładko. Największe wrażenie w jego twarzy zrobił przeszywający wzrok, badawczo utkwiony w moje oczy oraz usta, którymi wydawało się cały czas poruszał. Bałam się zrobić cokolwiek do czasu, aż się nie odezwał. Drgnęłam, gdy usłyszałam tembr jego głosu. Przypominał szum fal, huk gromu, a zarazem delikatnością dorównywał trzepotowi motylich skrzydełek. Pomyślałam, że mógłby do mnie szeptać godzinami, ale szybko zrugałam się za zbyt nieprzyzwoite myśli.

Zaproponował herbatę. Zgodziłam się bez zastanowienia. Rozmawialiśmy wyłącznie o mnie. Pochwalił wybór słuchanej muzyki i jej wpływ na życie duchowe. Polecił nowy zestaw książek, bo jak powiedział, a zapadło mi to w pamięć: „Człowieka na początku, w bardzo dużym stopniu rozwija czytanie książek. Jednak nie jest ważne ile się ich poznaje. Istotą jest odpowiedni ich dobór. Większość to nieistotne zapiski. Następnym etapem rozwoju człowieka jest własne działanie…”  Na mapie świata zaznaczył mi kilkanaście miejsc, w które powinnam udać się jak najszybciej. Na liście znalazły się między innymi: Mur Hadriana i rozciągnięte wokół niego wrzosowiska, okolice miast Arkham, Providence, Innsmouth, kryptę i podziemne tunele kościoła w Red Hook, Wzgórza Vermont, Płaskowyż Nazca, Jaskinię Sierra de Malinche czy kraina u podnóża szczytu Annapurna. Przyznam szczerze, że niektóre nazwy słyszałam pierwszy raz.

Wszystkie wskazówki miały sprawić, że któregoś razu stanę u wrót Krainy Snów. I tylko ode mnie będzie zależało kiedy to nastąpi i czy je przekroczę. Nie wiem ile czasu spędziłam z tym człowiekiem, ale nagle oświadczył mi, że czas spotkania dobiegł końca i ponownie zobaczymy się za rok. Nie chciałam wychodzić. Miałam ochotę jeszcze chwilę z nim pobyć i dowiedzieć się czegoś interesującego. Kiedy przechodził obok żeby otworzyć drzwi gabinetu, uczyniłam coś, czego nigdy nie powinnam była zrobić. Złapałam go za przegub ręki... Ach, nie powinnam była tego nigdy robić! Spojrzał się na mnie, ale z jego wzroku nic nie wyczytałam. Powiedział tylko – Kolorowych Snów. Tę chwilę zapamiętałam na długo.

Przestaliśmy do siebie pisać, ale ja miałam co robić. Kilka miesięcy zajęło mi badanie książek, tajemniczych miejsc i muzyki. Przez ten czas sny uległy nasileniu, stając się bardziej wyraziste. Pozostawałam w nich coraz dłużej, czerpiąc z tego ogromną przyjemność. Przez ten okres poznałam kilku mężczyzn, ale nie wzbudzili we mnie żadnych głębszych emocji. Dużo myślałam o moim Nauczycielu i chwili kiedy dojdzie do ponownego spotkania. Były to dość dziwne myśli.

Minął rok, wysłałam do niego kolejną wiadomość elektroniczną, ale nie czekając na odpowiedź, postanowiłam odwiedzić go w domu. Ku mojemu zdumieniu, które szybko przerodziło się w przerażenie, posesja była pusta, ogród zaniedbany, a po kotach nie został żaden ślad. Gdy zapukałam do drzwi domu stojącego po sąsiedzku, potwierdziły się moje niepokojące domysły. Od lat wszystko było opuszczone popadając w ruinę.

Byłam sfrustrowana i pewna, że oszaleję. Cały mój rozwój osobisty, każda odbyta podróż, przeczytana i zrozumiana książka. Chciałam się tym pochwalić. Robiłam to przede wszystkim dla siebie, ale i dla Niego. Pragnęłam czuć aprobatę. Czyżby to wszystko było ułudą?

Wróciłam do domu zrozpaczona, rzuciłam się na łóżko i tej nocy wyśniłam upragniony sen.

Znalazłam się przed Bramą Głębokiego Snu, do której wiodły siedmiuset stopniowe schody. Ruszyłam niespieszczenie w jej kierunku. Czułam, że nic nie jest w stanie mnie zatrzymać. Już za chwilę przekonam się jaki zapach ma powietrze Zaczarowanego Lasu znajdującego się tuż za przejściem. Otoczyły mnie bardzo stare, przysadziste dęby, a cały obszar pokrywały nienaturalnie rozrośnięte, świecące grzyby. Echo tego Lasu widziałam w poprzednich snach. Wiedziałam, że muszę podążać przed siebie kamienną ścieżką, aż dotrę na polanę, gdzie znajduje się betonowa płyta. Za żadne skarby nie można do niej podchodzić. Małe brązowe istoty radośnie skakały wokół mnie i zaczęłam się śmiać na cały głos. Miałam ochotę tańczyć. Z niecierpliwością wyczekiwałam na przewoźnika, który miał czekać na mnie przy brzegu rzeki Skai. Dzięki niemu miałam dostać się do miasta Ulthar.

Piasek pustyni miło prażył mnie w stopy. Po przekroczeniu wrót miasta, szłam wąskimi, brukowanymi ulicami podziwiając architekturę Krainy Snów. Mijałam małe i stare zielone domy o spiczastych dachach. Wszystkie miały od frontu starannie ogrodzone ogrody, w których wylegiwała się niespotykana ilość kotów.

Wyczekiwałam, aż ujrzę górujące nad miastem dwie budowle. Jedną z nich była Świątynia Starszych Bogów, a drugą Gospoda pod Tysiącem Śpiących Kotów, cel mojej podróży. Żeby dostać się do niej, trzeba pokonać tysiąc schodów, na których wyleguje się niezliczenie wiele kotów grzejących swoje grzbiety. Kiedy szłam w górę, tuliły się to moich stóp. Z daleka słyszałam muzykę, gwar rozmów i przyprawiające o zawrót głowy zapachy z kuchni. Z okien na piętrze wyfruwały na zewnątrz długie, białe zasłony…

Weszłam do środka. Przy jednym z zastawionych stolików, na którym stały dwa kieliszki czerwonego wina, puste talerze i paląca się świeca, siedział On. Ubrany w białą, płócienną koszulę i krótkie spodnie wyglądał jak egzotyczny marynarz. Kiedy mnie ujrzał, wstał i uśmiechnął się, a gestem ręki wskazał na drugie krzesło. Przywoływał mnie. Boso, jak smarkula biegłam do niego z rozłożonymi rękami. Marzyłam żebyś tu był, powtarzałam to krzycząc raz po raz, kiedy zauważyłam, że nie sprzeciwia się temu. Tak bardzo pragnęłam Cię ponownie ujrzeć.

Od zawsze czekałem na końcu Twojej podróży – odpowiedział. Kiedy to usłyszałam, rozpłakałam się wtulając się w jego szyję. Pachniała znajomo. Tę samą nutę czułam rok wcześniej w jego domu. Uginały mi się nogi. Pomógł mi usiąść całując każdą łzę spływając po policzkach. Kiedy płaczę jestem taka brzydka, ale on nie przestawał się śmiać. Widziałam gwiazdy w jego oczach. Nachalnie złożył mi na ustach ciepły pocałunek. Był mężczyzną, którego mogły stworzyć jedynie sny.
Przyniesiono nam kotlety…

Kocham Cię i pragnę. Kiedy stęsknieni, będziemy od siebie daleko, to właśnie w tym miejscu możemy spotykać się każdej nocy.. każdego snu.. A nawet jeśli będziemy blisko, spędzając całe dnie ze sobą, to nocą możemy tu mieszkać.. Jeśli tylko zechcesz, zabiorę Cię w długą podróż i pokażę inne zakątki tej cudownej Krainy Snów! Naszych snów!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz